Ale mi się chce
pisaaaać! No ja nie wytrzymam. Tylko, że jutro mam do szkoły na
autobus wstać i nie wiem, czy zdążę napisać dzisiaj cały
dodatek. Ale mniejsza z tym, bo muszę coś napisać.
Edit: Na prawdę
nie mam czasu, ale dzisiaj piątek i złapałam trochę natchnienia,
które Muza niosła nad światem w poszukiwaniu odpowiedniego
człowieka, który dar ten przyjmie.
Soundtrack: Face
Down - Red Jumpsuit Apparatus.
~Następny dzień~
Obudziłam się w
środku nocy. Było mi strasznie gorąco, więc wyszłam na balkon,
siadłam na balustradzie i zaczęłam planować kogo przydzielić do
ubierania choinki, kogo do ozdabiania hallu, a kogo do pilnowania
Tobiego i reszty, żeby nic nie zniszczyli. I oczywiście ktoś
musiał nam pożyczyć kasę, albo potrzebowałam eskorty
po choinkę. (dop. od autorki: No sama chyba nie uniosę 2 metrowego
drzewka?). Tak myślałam aż powoli zaczęło się robić jasno. Był
piękny, czerwony wschód słońca. "Sugoi akatsuki.."
(jap. Niesamowity świt) szepnęłam pod nosem. "Chciałabym
ten moment zapamiętać. To chyba moje pierwsze Święta tutaj.
Zaczynają się przepięknie - czerwonym brzaskiem jak w nazwie
organizacji. Mam nadzieję, że cały mój pobyt w tym miejscu będzie
tak samo niesamowity." - pomyślałam. Słońce już wstało,
więc poszłam obudzić Sasoriego, uznałam za dziwne, że on w ogóle
sypia, ale niech udaje jeśli mu to sprawia przyjemność. "Może
śpi z przyzwyczajenia? Heh. Albo z przyzwyczajenia pyta się co na
śniadanie." Szturchnęłam go lekko w ramię.
J - Wstawaj. Już
04:00.
S - Ok, chcesz iść
pierwsza do łazienki?
J - Co za pytanie.
To możesz jeszcze pospać jak chcesz, albo co ty tam robisz jak
"śpisz", a ja idę się przebrać.
S - Mhm.. <
ziew > Ale się pośpiesz, bo musisz śniadanie zjeść.
J - Akurat cię to
obchodzi, czy ja jem śniadanie. Ale masz rację, pospieszę się.
Wzięłam zwykłe
dżinsy i czarny podkoszulek. Przecież trzeba jechać po choinkę.
Jak zwykle umyłam twarz, uczesałam i trochę poprawiłam
prostownicą włosy. Pomalowałam rzęsy tuszem i usta bezbarwnym
błyszczykiem. Właściwie byłam gotowa, więc wyszłam z łazienki.
J - Możesz wejść
wolne.
S - Ok. Ja tylko
na 5 minut.
J - < przewraca
oczami > Ty to wszystko musisz robić szybko.
S - A ty wszystko
perfekcyjnie.
J - Nie marudź,
tylko weź prysznic, stary.
S - Co?! =.="
J - Ekhm.. No idź,
bo trzeba coś ugotować.
S - Słyszałem,
"perfekcjo".
J - Grrr! Dla
ciebie "panienko" ty.. Albo lepiej się nie kłóćmy w
Święta. Przepraszam za "starego". No idź już, bo
czekam. - "Zawsze działa. xD"
S - No dobra. <
foch >
Krótko na niego
czekałam, jak zwykle. Kiedy już wyszedł z łazienki (dop. od
autorki: w ubraniu zboczeńcu) poszliśmy na dół. Wyjęłam z
lodówki serek, otworzyłam i poleciałam jak strzała do kibla
puścić pawia.
J - *odgłosy
wymiotów* O fuj.. *bełt*.. kto chowa takie rzeczy do lodówki?
Myślałam, że pozbyłam się wszystkich spleśniałych produktów..
*bue.. buul.. bue* O jasna dupa! Dzisiaj już nie zjem śniadania.
S - O cholera.
Nigdy wcześniej nie widziałem kogoś, kto zwymiotował od patrzenia
na jedzenie. Jak chcesz papier to wisi obok kibla.
J - *odetchnięcie*
I ty śmiesz nazywać ten serek jedzeniem? Widzę, dzięki. Będę
musiała znowu umyć zęby.
S - Acha. Gorsze
rzeczy są za lodówką, raz szukałem broni do jednej z lalek i
znalazłem za lodówką...
J - Nie chcę tego
słyszeć! *zatykając usta ręką*
S - Ok. Chodź
umyć te zęby.
J - Mhm.
Powlokłam się na
górę z miną zbitego psa. Nie wiedzieć czemu Sasori zrobił się
nagle miły. "Pewnie to taki typ człowieka, który lubi się
droczyć, ale mimo to jest miły kiedy ktoś się gorzej czuje. Nie
wiem, jeszcze go nie rozgryzłam."
J - Ehh.. A tak
fajnie się dzień zaczynał.
S - Nie oceniaj
dnia przed zachodem słońca.
J - Ja nie
oceniam. Stwierdzam, że rzyganie na widok zgniłego serka popsuło
mi humor.
S - Mhm. Może cię
zanieść na górę?
J - Co? Nie,
poradzę sobie. Skąd ta nagła propozycja?
S - Bo się
wleczesz gorzej od mojej babci wracającej z kościoła. >.<
J - Pff! Wypraszam
sobie. Ja nie jestem stara.
S - Ale i tak
kiedyś będziesz.
J - Skąd wiesz?
Może stanę się kiedyś nieśmiertelna?
S - Haha. Ty? Ty
nawet nie potrafisz klona zrobić.
J - T.T Każdy
może mieć marzenia, ty stara świnio! T.T
S - Eh, kobiety.
Nie masz czasem okresu? Masz zmienne nastroje.
J - Nie.
Spierdalaj. I śpisz dzisiaj na podłodze.
S - Rany,
przepraszam..
H(idan) - <
włącza się do rozmowy, stoi na korytarzu > Haha. Pierwsza
kłótnia?
S - Hidan, spadaj,
bo się na tobie wyładuję.
J - Grr!
H - Aha, ma okres?
S - No właśnie
nie.
H - O Jashinie.
O.O Apokalipsa.
*trzask drzwi od
pokoju*
Weszłam do
łazienki i umyłam znowu zęby. Umyłam twarz zimną wodą. "W
sumie nie ma co rozpaczać. To, że mu się tak powiedziało, nie
znaczy, że mnie celowo obraził. Będzie trzeba go przeprosić za
kłopot. Moja duma chyba poszła się pieprzyć." Wytarłam się
ręcznikiem i wyszłam z łazienki na korytarz. Chciałam przeprosić
Sasoriego.
J - Saso-kun?
Wybaczysz mi jeszcze?
S - Nie nazywaj
mnie tak.
J - Przepraszam..
Sasori no danna, wybaczysz mi? Przepraszam, mam okropny nastrój. Nie
mogę spać, jeść, w ogóle nic nie mogę. Jestem okropna. Nigdy
nie będę chociaż w 1% tak dobra jak pan..
S - O rany. Ty tak
na serio. Nie powinienem cię dobijać, skoro aż tak źle się
czujesz.
J - Bo.. <
blush > Ja wiem, że to nie na miejscu, ale.. Dziękuję, że ze
mną wytrzymujesz. Ja na twoim miejscu, bym siebie sama dawno
wywaliła z organizacji..
S - Hmm.
Powiedzmy, że mam powody, by cię nie wywalać.
J - Serio? <
lekki uśmiech >
(Kolejny
soundtrack: My
Chemical Romance - I'm Not Okay.
S - Tak, hmm, ktoś
musi gotować. A przyznam, że w kuchni jesteś dużo lepsza ode
mnie.
J - Nie ma się
czym chwalić. Ja nie potrafię robić takich świetnych broni, nawet
walczyć nie umiem.
S - Chyba już
wiem, co chcę na święta.
J - Możesz mi
powiedzieć?
S - Coś twojego.
J - Oh. Może być
biżuteria? Wygląda na męską, więc chyba się nada.
S - Hmm. Ok. A ty
co byś chciała?
J - Jak ty chcesz
coś mojego, to ja coś twojego. Nie wiem jeszcze co, ale coś na
pewno wymyślisz.
S - Dobra, wysilę
się. Przydzieliłaś już każdemu mikołajkowe zadania?
J - Mam listę.
Powieszę ją w jadalni na lodówce. Powoli trzeba będzie wszystkich
budzić.
S - Mogę zobaczyć
co ja robię?
J - Ok,
przeczytam. Lista jest pokojami, więc będziemy je wykonywać
podzieleni po dwie osoby. Tobi tylko nic nie ma. Zresztą patrz:
"Tobi - Siedzieć cicho w pokoju, NIE POMAGAĆ.". Ok, teraz
my: "Sasori i Arina - iść po choinkę, kupić: ozdoby na
choinkę, składniki potraw na kolację, jakiś alkohol typu wino i
szampan, zrobić: kolację, posprzątać jadalnię z kuchnią, nakryć
do stołu.".
S - Tak dużo
tego? Rany, będziemy na zakupach cały dzień..
J - E tam, dałam
nam takie zadania, że mamy najmniej do roboty. Jak wrócimy z
zakupów, to będzie już posprzątane. ^^
S - No chyba, że
tak.
J - To chodźmy
powiesić listę i wybrać drzewko. Wezmę tylko trochę kasy od
Kakuzu.
S - Ok. Idź do
niego, a ja czekam w jadalni.
Poszłam po tę
kasę. Na szczęście był tak zaspany, że nie zauważył, jak
kradnę mu połowę zawartości portfela. Później zeszłam na dół
i z Sasorim poszliśmy po choinkę. Za pół godziny wracaliśmy z
lasu z pięknie ściętą, dwumetrową choinką. Tylko, że ja się
zmęczyłam, więc to wyglądało tak: Sasori niósł choinkę na
ramieniu, a ja siedziałam na tym drzewku, bo mi się nie chciało
iść. Musiałam tylko zejść jak ustawialiśmy ją w jaskini.
J - Ciemno tu.
Można włączyć tutaj jakieś światło?
S - Nie ma tutaj
żadnych lamp, ale są kontakty. Wymyślisz coś.
J - Dobra, ja to
widzę tak: kupujemy lampki choinkowe, takie duże, białe kulki z
diodami LED w środku - będą dłużej działać i dają więcej
światła. A na choinkę się kupi te kulki kolorowe, ok?
S - Masz fajne
pomysły. Ok, to chodźmy na te zakupy, bo słyszę, że niektórzy
już wstali i patrzą na listę zadań.
* gdzieś z góry
* - Co? Dlaczego to właśnie ja mam wszystko sprzątać?
J - Heh. Słyszę.
I poszliśmy na
zakupy. Weszliśmy do dużego supermarketu i zaczęliśmy wybierać
ozdoby świąteczne. Były na przykład: takie śliczne aniołki na
choinkę, albo skarpeta-pojemnik na słodycze. Chodzenie po tym
supermarkecie zajęło nam strasznie dużo czasu, jak wychodziliśmy
była już 14:30.
Kasjerka - To
będzie 455, 99 yen.
J - Proszę.
Kasjerka - Mogę
być winna grosika?
J - Oczywiście,
do widzenia.
Droga z
supermarketu do organizacji była dłuuuga, więc cały czas
rozmawialiśmy. N.p.: dowiedziałam się, że Sasori jak miał 12
lat, to był takiego samego wzrostu jak ja. Czyli 154 cm, a ja w
wieku 12 lat miałam 125 cm. Zdziwił się, że jestem taka mała.
J - No niestety.
Chciałabym być trochę wyższa, ale ja już raczej nie urosnę.
S - Nie szkodzi,
że jesteś niska. Poza tym większość mężczyzn woli niższe od
siebie dziewczyny. Nie martw się, może jeszcze urośniesz?
J - Mam taką
nadzieję, bo jak nie, to do końca życia będę chodzić w
szpilkach.
S - Hehe. Więc do
końca życia będziesz wyższa o swój 9-cio centymetrowy obcas.
J - Całkiem
możliwe.
No i tak ciągnęła
się nasza rozmowa. A mnie coraz bardziej wkurzał fakt, że jestem
niższa od Sasoriego o 12 cm i musi się schylić n.p.: żeby mi coś
powiedzieć na ucho. =.= Kiedy już nareszcie doszliśmy do
organizacji, tak jak przemyślałam, wszystko było już zrobione.
Więc kiedy Akatsukowicze oglądali w TV "Kevin sam w domu",
my zabraliśmy się do pracy nad choinką i kolacją. Żeby było
szybciej ja robiłam kolację i nakrywałam do stołu, a Sasori
ozdabiał drzewko i rozświetlał jaskinię mlecznobiałymi lampkami
LED. Na kolację przygotowałam:
- danie główne -
Tangy Katsuo Tataki (tuńczyk z sałatką z białej rzodkwi, chrzanu
i czosnku i sosem ponzo ze zmieszanego soku z cytryny i sosu
sojowego)
- deser - makowiec
z bakaliami, jabłkami i miodową polewą
- przekąska -
liczi z płatkami róży
- oczywiście
napoje - herbata, szampan, białe wino wytrawne, czerwone wino
półsłodkie.
Nakryłam do
stołu. Akurat wtedy Sasori skończył stroić jaskinię. Przebrałam
się w czarną sukiekę i wyłączyłam telewizor (Kevina przecież
wszyscy widzieli na pewno już ze sto razy) i powiedziałam, że
teraz jest kolacja Mikołajkowa. Na szczęście członkom Akatsuki
nie trzeba dwa razy mówić, że jedzenie stoi na stole.
J - No to,
itadakimasu! (jap. "smacznego, jedzmy")
Organizacja chórem
- Itadakimasu!
Później było
tylko słychać trzask pałeczek i rumor towarzyszący posiłkom.
Zebrałam pochwały za Tangy Katsuo Tataki. Podobno Hidan "w
życiu nie jadł lepszego tuńczyka", a Konan pochwaliła nisko
kaloryczność sałatki z rzodkwi. Po zjedzeniu kolacji świąteczny
nastrój udzielił się wszystkim Akatsukowiczom: otworzyłam
szampana i nalałam do kieliszków każdemu, a Tobi dostał sok
pomarańczowy do toastów.
J - < puka
nożem o kieliszek > Chciałabym wznieść toast za święta i
nadchodzący nowy rok.
Wszyscy - <
stukanie kieliszkami > Za święta!
Kakuzu - Za Arinę,
której udało się podpierdolić mi pół portfela.
Wszyscy - Kanpai!
(jap. "zdrowie, hej" przy toaście)
Pain - Za cycki
Konan!
J - O.o
Konan - < blush
>
Wszyscy - Kanpai!
Hidan - Za
Jashin-sama.
Wszyscy - Kanpai!
Sasori - Za nową
dostawę broni w sklepie pani Irenki.
Wszyscy - Kanpai!
Kisame - Za ryby
na całym świecie.
Wszyscy - Kanpai!
Tobi - Za
prezenty!! Veeee~
Wszyscy - Kanpai?
Deidara - Za
fajerwerki. *.\|
Wszyscy - Kanpai!
I tak dalej, i tak
dalej, aż do wybitnego upojenia alkoholowego. A w międzyczasie
toastów skończył się alkohol i Hidan wyszedł po więcej. Wrócił
z trzema zgrzewkami piwa, trzema butelkami drogiego, czerwonego wina
(paniom piwa nie wypada) i dwoma butelkami wódki. I tak wszyscy
pili, pili i nie przestawali, a mnie nagle zrobiło się gorąco, a
potem słabo i mdlejąc upadłam na środek podłogi w jadalni.
...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz