wtorek, 7 lutego 2012

Dodatek Świąteczny! cz. 2

~INFO~
Ale mi się chce pisaaaać! No ja nie wytrzymam. Tylko, że jutro mam do szkoły na autobus wstać i nie wiem, czy zdążę napisać dzisiaj cały dodatek. Ale mniejsza z tym, bo muszę coś napisać.

Edit: Na prawdę nie mam czasu, ale dzisiaj piątek i złapałam trochę natchnienia, które Muza niosła nad światem w poszukiwaniu odpowiedniego człowieka, który dar ten przyjmie.

~Następny dzień~
Obudziłam się w środku nocy. Było mi strasznie gorąco, więc wyszłam na balkon, siadłam na balustradzie i zaczęłam planować kogo przydzielić do ubierania choinki, kogo do ozdabiania hallu, a kogo do pilnowania Tobiego i reszty, żeby nic nie zniszczyli. I oczywiście ktoś musiał nam pożyczyć kasę, albo potrzebowałam eskorty po choinkę. (dop. od autorki: No sama chyba nie uniosę 2 metrowego drzewka?). Tak myślałam aż powoli zaczęło się robić jasno. Był piękny, czerwony wschód słońca. "Sugoi akatsuki.." (jap. Niesamowity świt) szepnęłam pod nosem. "Chciałabym ten moment zapamiętać. To chyba moje pierwsze Święta tutaj. Zaczynają się przepięknie - czerwonym brzaskiem jak w nazwie organizacji. Mam nadzieję, że cały mój pobyt w tym miejscu będzie tak samo niesamowity." - pomyślałam. Słońce już wstało, więc poszłam obudzić Sasoriego, uznałam za dziwne, że on w ogóle sypia, ale niech udaje jeśli mu to sprawia przyjemność. "Może śpi z przyzwyczajenia? Heh. Albo z przyzwyczajenia pyta się co na śniadanie." Szturchnęłam go lekko w ramię.
J - Wstawaj. Już 04:00.
S - Ok, chcesz iść pierwsza do łazienki?
J - Co za pytanie. To możesz jeszcze pospać jak chcesz, albo co ty tam robisz jak "śpisz", a ja idę się przebrać.
S - Mhm.. < ziew > Ale się pośpiesz, bo musisz śniadanie zjeść.
J - Akurat cię to obchodzi, czy ja jem śniadanie. Ale masz rację, pospieszę się.
Wzięłam zwykłe dżinsy i czarny podkoszulek. Przecież trzeba jechać po choinkę. Jak zwykle umyłam twarz, uczesałam i trochę poprawiłam prostownicą włosy. Pomalowałam rzęsy tuszem i usta bezbarwnym błyszczykiem. Właściwie byłam gotowa, więc wyszłam z łazienki.
J - Możesz wejść wolne.
S - Ok. Ja tylko na 5 minut.
J - < przewraca oczami > Ty to wszystko musisz robić szybko.
S - A ty wszystko perfekcyjnie.
J - Nie marudź, tylko weź prysznic, stary.
S - Co?! =.="
J - Ekhm.. No idź, bo trzeba coś ugotować.
S - Słyszałem, "perfekcjo".
J - Grrr! Dla ciebie "panienko" ty.. Albo lepiej się nie kłóćmy w Święta. Przepraszam za "starego". No idź już, bo czekam. - "Zawsze działa. xD"
S - No dobra. < foch >
Krótko na niego czekałam, jak zwykle. Kiedy już wyszedł z łazienki (dop. od autorki: w ubraniu zboczeńcu) poszliśmy na dół. Wyjęłam z lodówki serek, otworzyłam i poleciałam jak strzała do kibla puścić pawia.
J - *odgłosy wymiotów* O fuj.. *bełt*.. kto chowa takie rzeczy do lodówki? Myślałam, że pozbyłam się wszystkich spleśniałych produktów.. *bue.. buul.. bue* O jasna dupa! Dzisiaj już nie zjem śniadania.
S - O cholera. Nigdy wcześniej nie widziałem kogoś, kto zwymiotował od patrzenia na jedzenie. Jak chcesz papier to wisi obok kibla.
J - *odetchnięcie* I ty śmiesz nazywać ten serek jedzeniem? Widzę, dzięki. Będę musiała znowu umyć zęby.
S - Acha. Gorsze rzeczy są za lodówką, raz szukałem broni do jednej z lalek i znalazłem za lodówką...
J - Nie chcę tego słyszeć! *zatykając usta ręką*
S - Ok. Chodź umyć te zęby.
J - Mhm.
Powlokłam się na górę z miną zbitego psa. Nie wiedzieć czemu Sasori zrobił się nagle miły. "Pewnie to taki typ człowieka, który lubi się droczyć, ale mimo to jest miły kiedy ktoś się gorzej czuje. Nie wiem, jeszcze go nie rozgryzłam."
J - Ehh.. A tak fajnie się dzień zaczynał.
S - Nie oceniaj dnia przed zachodem słońca.
J - Ja nie oceniam. Stwierdzam, że rzyganie na widok zgniłego serka popsuło mi humor.
S - Mhm. Może cię zanieść na górę?
J - Co? Nie, poradzę sobie. Skąd ta nagła propozycja?
S - Bo się wleczesz gorzej od mojej babci wracającej z kościoła. >.<
J - Pff! Wypraszam sobie. Ja nie jestem stara.
S - Ale i tak kiedyś będziesz.
J - Skąd wiesz? Może stanę się kiedyś nieśmiertelna?
S - Haha. Ty? Ty nawet nie potrafisz klona zrobić.
J - T.T Każdy może mieć marzenia, ty stara świnio! T.T
S - Eh, kobiety. Nie masz czasem okresu? Masz zmienne nastroje.
J - Nie. Spierdalaj. I śpisz dzisiaj na podłodze.
S - Rany, przepraszam..
H(idan) - < włącza się do rozmowy, stoi na korytarzu > Haha. Pierwsza kłótnia?
S - Hidan, spadaj, bo się na tobie wyładuję.
J - Grr!
H - Aha, ma okres?
S - No właśnie nie.
H - O Jashinie. O.O Apokalipsa.
*trzask drzwi od pokoju*
Weszłam do łazienki i umyłam znowu zęby. Umyłam twarz zimną wodą. "W sumie nie ma co rozpaczać. To, że mu się tak powiedziało, nie znaczy, że mnie celowo obraził. Będzie trzeba go przeprosić za kłopot. Moja duma chyba poszła się pieprzyć." Wytarłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki na korytarz. Chciałam przeprosić Sasoriego.
J - Saso-kun? Wybaczysz mi jeszcze?
S - Nie nazywaj mnie tak.
J - Przepraszam.. Sasori no danna, wybaczysz mi? Przepraszam, mam okropny nastrój. Nie mogę spać, jeść, w ogóle nic nie mogę. Jestem okropna. Nigdy nie będę chociaż w 1% tak dobra jak pan..
S - O rany. Ty tak na serio. Nie powinienem cię dobijać, skoro aż tak źle się czujesz.
J - Bo.. < blush > Ja wiem, że to nie na miejscu, ale.. Dziękuję, że ze mną wytrzymujesz. Ja na twoim miejscu, bym siebie sama dawno wywaliła z organizacji..
S - Hmm. Powiedzmy, że mam powody, by cię nie wywalać.
J - Serio? < lekki uśmiech >
(Kolejny soundtrack: My Chemical Romance - I'm Not Okay.
S - Tak, hmm, ktoś musi gotować. A przyznam, że w kuchni jesteś dużo lepsza ode mnie.
J - Nie ma się czym chwalić. Ja nie potrafię robić takich świetnych broni, nawet walczyć nie umiem.
S - Chyba już wiem, co chcę na święta.
J - Możesz mi powiedzieć?
S - Coś twojego.
J - Oh. Może być biżuteria? Wygląda na męską, więc chyba się nada.
S - Hmm. Ok. A ty co byś chciała?
J - Jak ty chcesz coś mojego, to ja coś twojego. Nie wiem jeszcze co, ale coś na pewno wymyślisz.
S - Dobra, wysilę się. Przydzieliłaś już każdemu mikołajkowe zadania?
J - Mam listę. Powieszę ją w jadalni na lodówce. Powoli trzeba będzie wszystkich budzić.
S - Mogę zobaczyć co ja robię?
J - Ok, przeczytam. Lista jest pokojami, więc będziemy je wykonywać podzieleni po dwie osoby. Tobi tylko nic nie ma. Zresztą patrz: "Tobi - Siedzieć cicho w pokoju, NIE POMAGAĆ.". Ok, teraz my: "Sasori i Arina - iść po choinkę, kupić: ozdoby na choinkę, składniki potraw na kolację, jakiś alkohol typu wino i szampan, zrobić: kolację, posprzątać jadalnię z kuchnią, nakryć do stołu.".
S - Tak dużo tego? Rany, będziemy na zakupach cały dzień..
J - E tam, dałam nam takie zadania, że mamy najmniej do roboty. Jak wrócimy z zakupów, to będzie już posprzątane. ^^
S - No chyba, że tak.
J - To chodźmy powiesić listę i wybrać drzewko. Wezmę tylko trochę kasy od Kakuzu.
S - Ok. Idź do niego, a ja czekam w jadalni.
Poszłam po tę kasę. Na szczęście był tak zaspany, że nie zauważył, jak kradnę mu połowę zawartości portfela. Później zeszłam na dół i z Sasorim poszliśmy po choinkę. Za pół godziny wracaliśmy z lasu z pięknie ściętą, dwumetrową choinką. Tylko, że ja się zmęczyłam, więc to wyglądało tak: Sasori niósł choinkę na ramieniu, a ja siedziałam na tym drzewku, bo mi się nie chciało iść. Musiałam tylko zejść jak ustawialiśmy ją w jaskini.
J - Ciemno tu. Można włączyć tutaj jakieś światło?
S - Nie ma tutaj żadnych lamp, ale są kontakty. Wymyślisz coś.
J - Dobra, ja to widzę tak: kupujemy lampki choinkowe, takie duże, białe kulki z diodami LED w środku - będą dłużej działać i dają więcej światła. A na choinkę się kupi te kulki kolorowe, ok?
S - Masz fajne pomysły. Ok, to chodźmy na te zakupy, bo słyszę, że niektórzy już wstali i patrzą na listę zadań.
* gdzieś z góry * - Co? Dlaczego to właśnie ja mam wszystko sprzątać?
J - Heh. Słyszę.
I poszliśmy na zakupy. Weszliśmy do dużego supermarketu i zaczęliśmy wybierać ozdoby świąteczne. Były na przykład: takie śliczne aniołki na choinkę, albo skarpeta-pojemnik na słodycze. Chodzenie po tym supermarkecie zajęło nam strasznie dużo czasu, jak wychodziliśmy była już 14:30.
Kasjerka - To będzie 455, 99 yen.
J - Proszę.
Kasjerka - Mogę być winna grosika?
J - Oczywiście, do widzenia.
Droga z supermarketu do organizacji była dłuuuga, więc cały czas rozmawialiśmy. N.p.: dowiedziałam się, że Sasori jak miał 12 lat, to był takiego samego wzrostu jak ja. Czyli 154 cm, a ja w wieku 12 lat miałam 125 cm. Zdziwił się, że jestem taka mała.
J - No niestety. Chciałabym być trochę wyższa, ale ja już raczej nie urosnę.
S - Nie szkodzi, że jesteś niska. Poza tym większość mężczyzn woli niższe od siebie dziewczyny. Nie martw się, może jeszcze urośniesz?
J - Mam taką nadzieję, bo jak nie, to do końca życia będę chodzić w szpilkach.
S - Hehe. Więc do końca życia będziesz wyższa o swój 9-cio centymetrowy obcas.
J - Całkiem możliwe.
No i tak ciągnęła się nasza rozmowa. A mnie coraz bardziej wkurzał fakt, że jestem niższa od Sasoriego o 12 cm i musi się schylić n.p.: żeby mi coś powiedzieć na ucho. =.= Kiedy już nareszcie doszliśmy do organizacji, tak jak przemyślałam, wszystko było już zrobione. Więc kiedy Akatsukowicze oglądali w TV "Kevin sam w domu", my zabraliśmy się do pracy nad choinką i kolacją. Żeby było szybciej ja robiłam kolację i nakrywałam do stołu, a Sasori ozdabiał drzewko i rozświetlał jaskinię mlecznobiałymi lampkami LED. Na kolację przygotowałam:
- danie główne - Tangy Katsuo Tataki (tuńczyk z sałatką z białej rzodkwi, chrzanu i czosnku i sosem ponzo  ze zmieszanego soku z cytryny i sosu sojowego)
- deser - makowiec z bakaliami, jabłkami i miodową polewą
- przekąska - liczi z płatkami róży
- oczywiście napoje - herbata, szampan, białe wino wytrawne, czerwone wino półsłodkie.
Nakryłam do stołu. Akurat wtedy Sasori skończył stroić jaskinię. Przebrałam się w czarną sukiekę i wyłączyłam telewizor (Kevina przecież wszyscy widzieli na pewno już ze sto razy) i powiedziałam, że teraz jest kolacja Mikołajkowa. Na szczęście członkom Akatsuki nie trzeba dwa razy mówić, że jedzenie stoi na stole.
J - No to, itadakimasu! (jap. "smacznego, jedzmy")
Organizacja chórem - Itadakimasu!
Później było tylko słychać trzask pałeczek i rumor towarzyszący posiłkom. Zebrałam pochwały za Tangy Katsuo Tataki. Podobno Hidan "w życiu nie jadł lepszego tuńczyka", a Konan pochwaliła nisko kaloryczność sałatki z rzodkwi. Po zjedzeniu kolacji świąteczny nastrój udzielił się wszystkim Akatsukowiczom: otworzyłam szampana i nalałam do kieliszków każdemu, a Tobi dostał sok pomarańczowy do toastów.
J - < puka nożem o kieliszek > Chciałabym wznieść toast za święta i nadchodzący nowy rok.
Wszyscy - < stukanie kieliszkami > Za święta!
Kakuzu - Za Arinę, której udało się podpierdolić mi pół portfela.
Wszyscy - Kanpai! (jap. "zdrowie, hej" przy toaście)
Pain - Za cycki Konan!
J - O.o
Konan - < blush >
Wszyscy - Kanpai!
Hidan - Za Jashin-sama.
Wszyscy - Kanpai!
Sasori - Za nową dostawę broni w sklepie pani Irenki.
Wszyscy - Kanpai!
Kisame - Za ryby na całym świecie.
Wszyscy - Kanpai!
Tobi - Za prezenty!! Veeee~
Wszyscy - Kanpai?
Deidara - Za fajerwerki. *.\|
Wszyscy - Kanpai!
I tak dalej, i tak dalej, aż do wybitnego upojenia alkoholowego. A w międzyczasie toastów skończył się alkohol i Hidan wyszedł po więcej. Wrócił z trzema zgrzewkami piwa, trzema butelkami drogiego, czerwonego wina (paniom piwa nie wypada) i dwoma butelkami wódki. I tak wszyscy pili, pili i nie przestawali, a mnie nagle zrobiło się gorąco, a potem słabo i mdlejąc upadłam na środek podłogi w jadalni.
...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz