Było lato. Uczniowie, którzy skończyli akademię mieli za 30 dni zdawać egzamin na chuunina. Dziecinada... A jednak bardzo chciałabym być ninja, ale nikt mnie nie chciał przyjąć do akademii. Po 3 latach wysyłania wniosków o przyjęcie za każdym razem mówiono, że moje papiery się zgubiły i mam spróbować szczęścia w kolejnym roku. Wiedziałam, że to dlatego, że wzięłam się w wiosce znikąd. Niektórzy nie mieli ochoty szkolić cudzoziemca, inni uważali, że mogę być szpiegiem. Cóż, i tak nie miałam chyba talentu do ninjutsu. Jedyne justsu, które mi w miarę wychodziło było zbyt lamerskie nawet do samoobrony. Wolę walczyć bronią, w tym jestem dużo lepsza.
Przechadzałam się ulicą wsłuchując się w gwar miasta. Myślałam o moim współlokatorze Naruto. Jego imię przypomina dodatek do ramen, jego ulubionej potrawy. Uznałam to za dziwny zbieg okoliczności, ale równie dobrze mógł mieć dowcipnych rodziców. Podobnie jak ja, jest sierotą i nawet nie wie jak wyglądali jego rodzice. To tragiczne, że zginęli podczas ratowania wioski w dniu jego urodzin. Naruto lubi myśleć o nich jak o bohaterach, mimo że wciąż wini ich za swoją samotność. Ale na co dzień o tym nie rozmyśla. Jest radosny i dowcipny (czasem nawet za bardzo) a na jego twarzy zawsze gości ogromny uśmiech. Swoją drogą to straszny bałaganiarz. Oczywiście ma również kilka wad. Cały czas muszę po nim sprzątać, ale mówi się trudno. Za to jest świetnym przyjacielem i chyba jako jedyny na świecie mnie rozumie.
Moje rozmyślania przerwał nietypowy widok. Na ulicy stała grupka shinobi z zagranicy. Nie mogłam im się lepiej nie przyjrzeć. I wtedy zobaczyłam jakiegoś chłopaka. Był ładny, nawet bardzo. Miał czerwone włosy i zielone oczy o wodnistym, rozmytym odcieniu. Był dosyć niski, ale i tak wyższy ode mnie o kilka centymetrów. I podobnie do mnie strasznie zamyślony. Jestem dosyć nieśmiała, ale musiałam coś wymyślić, żeby zwrócił na mnie uwagę. Bardzo mnie zaintrygował, nie poznałam jeszcze kogoś, kto tak jak ja, stoi zamyślony i ignoruje wszystko wokół. I wtedy wpadłam na najgorszy, najdziwniejszy i najgłupszy pomysł na świecie. Jestem bardzo delikatna i mam siniaki od byle czego. Zazwyczaj co dwa tygodnie chodzę do Tsunade, najlepszego lekarza, z "byle skręconą kostką" albo "tylko złamaną ręką". Na szczęście, mam dużą zdolność samoregeneracji, więc zazwyczaj noszę gips tylko kilka dni. Chyba nie zrobi jej to różnicy jak trochę poudaję i się przed nim przewrócę na prostej drodze. Potem będzie mnie musiał zanieść do Tsunade na rękach, bo powiem, że nie mogę iść. No wiem, jestem genialna i do tego nie ma w moim wieku dziewczyny w Konoha ładniejszej ode mnie. HAHAHAHA... No dobra, koniec żartów i reperowania swojej samooceny. Ale faktem jest, że potrafię doskonale zagrać jakiekolwiek uczucie do swoich celów. Postanowiłam głupi i egoistyczny plan wcielić w życie. Udając, że jestem czymś bardzo zajęta zrobiłam kilka szybkich kroków w stronę czerwonowłosego chłopaka. Po czym, przekręcając stopę, zahaczyłam przypadkiem o kamień i wpadłam prosto na niego. Usłyszałam stłumiony chrzęst i poczułam ból. Niestety, niezdarnie upadając na prawdę skręciłam kostkę.
- Ej, no złaź ze mnie! Co ty wyprawiasz?! - odezwał się wyrwany ze swoich rozmyślań chłopak.
- Ale nie mogę.. Chyba skręciłam kostkę. Gomen-nasai, ale czasami jestem strasznie niezdarna. - odparłam zawstydzona.
- No to trudno rusz się wreszcie. - powiedział coraz bardziej zirytowany.
- Staram się.. - "Łatwo mu mówić, ja na serio przez przypadek skręciłam kostkę!"
- No dobraa. Pomogę ci tylko najpierw sam wstanę. - wstał i wyciągnął do mnie rękę - Ok, wstawaj. Skoro z twoją kostką jest aż tak źle, to możemy iść do lekarza. Wiesz gdzie w tej wiosce jest szpital?
- Powiem ci gdzie iść, ale zaprowadź mnie do samego gabinetu dobrze?
- No dobra, chodź. - Przełożył moją rękę przez swoje ramię i chwycił mnie w talii nadal lekko wkurzony.
- A tak nawiasem mówiąc, jak się nazywasz? Jestem Arina. - uśmiechnęłam się jednym z najbardziej czarujących uśmiechów na jaki mogłam się zdobyć.
- Jestem Sabaku no Gaara. - jego zdenerwowanie wyparowało kiedy odwzajemnił mój uśmiech.
- Sabaku to nazwisko? Piaskowy? Hmm... Ciekawie.
- Nie, nie mam nazwiska. Taki mój pseudonim artystyczny. ;)
- O, to tak jak ja. No, a teraz w prawo, już za 10 m.
Po kilku chwilach, nareszcie doszliśmy do celu. Szpital w Konoha to bardzo schludny, pomalowany z zewnątrz na biało, budynek z ogrodem. Jest minimalistyczny i kanciasty, a trawnik jest zawsze zadbany i równo przystrzyżony. Do dwuskrzydłowego wejścia prowadzą długie i niskie schody. Wnętrze jest utrzymane w bielach i jasnych odcieniach niebieskiego, a oddział dziecięcy w pastelowych różach i fioletach. Zostałam wniesiona po schodach do szpitala, a potem zaprowadzona do recepcji.
- W czym mogę wam pomóc? - przywitała nas uprzejmie pielęgniarka w recepcji.
- Ja tam się nie znam, ale ona mówi, że ją kostka boli. Przewróciła się i chyba ją skręciła. - powiedział patrząc w moją stronę, kiedy wypowiadał pierwsze zdanie.
- Moim lekarzem jest Tsunade-sama, proszę mnie wpisać na listę i już do niej pójdziemy. - zwróciłam się do pielęgniarki.
- Aaha, Arina-san. Bardzo proszę iść do gabinetu parterze. - i po chwili dodała - Korytarzem prosto i drugie drzwi po prawej.
- Dziękuję i do widzenia.
- Wzajemnie i życzę szybkiego powrotu do sprawności, jak zazwyczaj. - pożegnała nas pielęgniarka.
Gaara zaprowadził mnie do gabinetu Tsunade. Zapukałam, a po chwili usłyszałam w odpowiedzi krótkie "wejść!".
- Ohayo-gozaimasu! - przywitałam się z lekarką.
- Ohayo Arina, a co cię tu sprowadza? - krótkie spojrzenie na Gaarę i moją spuchniętą kostkę wystarczyło jej do oceny sytuacji - Aha. Chłopcze, posadź ją na stoliku do badań, o tamtym, i wyjdź proszę. Ten widok może być nieprzyjemny.
- Ok. Arina, czekam na korytarzu. - wyglądał na lekko zakłopotanego ostatnimi słowami babci Tsunade.
Wyszedł na korytarz i cicho zamknął za sobą drzwi. Możliwe, że postanowił zwiedzić szpital. Tymczasem w gabinecie Tsunade rozgrywała się scena, którą według moich standardów można by określić mianem "piece of life".
- Ty chyba nie chcesz, żebym miała choć jeden spokojny dzień pracy. No, pokaż tę kostkę... - po szybkim obejrzeniu wszystko było jasne - No cóż, skręcona. Obandażuję ci ją i usztywnię. Nie będę zakładać gipsu, bo już za 3 do 4 dni wszystko powinno wrócić do normy. Uważaj, nastawię ci ją, to może zaboleć.
- Auuua! Dlaczego moje kości są takie kruche? - zapytałam retorycznie, marząc o kościach typu ninja, czyli odpornych na dosłownie wszystko.
- Bo pijesz mało mleka. - rzuciła Tsunade.
- Sugeruje pani niedobór wapnia? Przecież jem inny nabiał, nie lubię tylko mleka.
- Nie, żartowałam. Niestety jesteś krucha, bo taką masz budowę kości. Musiałaś odziedziczyć to po kimś z rodziny. Nic na to nie poradzisz.
- Ehh. Szkoda, że genetyki nie da się zmienić. Przynajmniej nie legalnie i bez umiejętności. Jakbym była ninja, to bym mogła próbować.
- A tak w ogóle, to znalazłabyś sobie wreszcie chłopaka. - specjalnie zmieniła temat Tsunade.
- A po co mi chłopak? Przyjaciel mi wystarczy. - odpowiedziałam nie widząc sensu w pytaniu.
- Jeżeli mówisz o Naruto, to przecież on ma treningi i nie może się tobą zajmować.
- Ale.. Po co miałby się mną ktoś zajmować? No dobra, co tu się oszukiwać, jestem niezdarą, ale jeszcze się nie zabiłam. A poza tym chyba żadna dziewczyna z wioski mnie nie lubi. A Kiba, albo Shikamaru są.. jacy są. Zaraz by była potem afera, że Kiba się do mnie dobiera..
- Rozumiem. No cóż w takim razie życzę szczęścia w samodzielnym chodzeniu o kulach.
- O nie! Póki co może mi pomagać Gaara. - nie miałam zamiaru chodzić sama o kulach i narażać się na kolejny upadek.
- To ten chłopak, który cię tu przyprowadził? - zapytała z zainteresowaniem.
- A co? Zazdrosna? - odpowiedziałam sarkastycznie.
- No dobra, skończone. - ucięła Tsunade - Zawołam tego Gaarę, a potem napiję się sake. Co za ciężki dzień... GAARA, CZY JAK CI TAM?! DO MNIE ALE JUŻ! - krzyknęła tak głośno, że fiolki prawie pospadały z półek.
- No cóż.. tak też można.. Ile sake pani dzisiaj wypiła?
- Nie za dużo, nie za mało.
Do gabinetu wszedł Gaara, był lekko zdziwiony tonem Tsunade. Kiedy wyszliśmy z gabinetu spytał mnie tylko "Ona zawsze tak robi?", a kiedy dostał odpowiedź twierdzącą bez zbędnych słów wyprowadził mnie ze szpitala. Tylko pielęgniarki dziwnie patrzyły, bo nie przestraszył się Tsunade. Ani ja, chociaż do mnie już zdążyły przywyknąć.
- Gdzie mieszkasz? Mogę cię odprowadzić, ale o 17:00 muszę być w mieszkaniu, bo mój sensei zarządził zebranie. - zapytał mnie, kiedy już minęliśmy schody.
- To niedaleko. - odpowiedziałam.
Wyjaśniłam mu dokładnie drogę i poszliśmy do mojego mieszkania. Mojego i Naruto, ale to ja z niego częściej korzystam. Zostałam wniesiona po schodach na 1 piętro i wyjęłam klucze z torebki. Gaara oparł moje kule o ścianę i otworzył drzwi...
"...afera, że Kiba się do mnie dobiera..." xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz