~INFO~
Trochę się spóźniłam, ale niestety
tak to jest. Tym razem postaram się napisać idealnie, o ile jest to
możliwe. Mam nadzieję nie zrobić kolejnego odcinka w klimacie
brazylijskiej telenoweli. Będę pisać całą noc chociaż jutro idę
do szkoły. Podzielę to chyba na kilka rozdziałów. No cóż -
miłego czytania! Soundtrack:
Green Day - Viva La Gloria (Little Girl).
Droga do Akatsuki
była daleka. Uciekałam stamtąd goniona wspomnieniami całej swojej
dotychczasowej egzystencji. "Marnej egzystencji - nawiasem
mówiąc." W drodze bardzo szybko minął mi cały dzień.
Obserwator mojego zachowania mógłby pomyśleć, że chciałam
umrzeć ze zmęczenia. Poniekąd na początku tak było, ale
przypomniałam sobie swój sen i od razu zrobiłam postój na
jedzenie i zaczerpnięcie wody ze strumienia. Ukradłam Naruto broń.
Nie byłam zbyt sentymentalna, a przecież musiałam sobie jakoś
radzić. Zostawiłam plecak pod drzewem i wzięłam ze sobą kunai.
Wyszłam na to drzewo i zaczaiłam się na cokolwiek jadalnego.
Niedługo potem zobaczyłam, że zlatują się gołębie. Pamiętałam
stary sposób ich łapania. Najpierw trzeba było je nakarmić, żeby
zdobyć ich zaufanie, a jak zajmą się jedzeniem - złapać i dobić
cięciem wzdłuż szyi. W plecaku miałam trochę chleba, na którego
nie miałam ochoty, więc zaczęłam nim karmić gołębie. Jeden był
na tyle śmiały, - do tego dosyć chudy, ale mięsisty - że
podchodził najbliżej i wcale się mnie nie bał. Postanowiłam go
wykorzystać. Rzuciłam mu większy kawałek chleba, a kiedy zajął
się nim - złapałam go jedną ręką przygniatając do ziemi. Jedno
machnięcie ręką, świst kunai w powietrzu i gołąb leżał na
trawie pozbawiony głowy. Inne gołębie widząc to spanikowały i
chmara ptaków uniosła się w powietrze. "Przynajmniej mam co
jeść." Owinęłam głowę gołębia bandażem, żeby mi nie
zakrwawił plecaka, zostawiłam go w środku i poszłam pozbierać
trochę drewna do rozpalenia ogniska. Wróciłam po 15 minutach.
Rozłożyłam drewno na ziemi z dala od trawy. Wyjęłam z kieszeni
moją zapalniczkę Zippo, całą srebrną bez żadnych ozdób. Nie
widziałam potrzeby ozdabiania jej. Takie czyste, nie zadrapane
niczym srebro idealnie wyrażało moją osobowość.
Wstałam wcześnie rano, z braku zegarka wiedziałam tylko, że o wschodzie słońca. Ognisko już dawno zgasło, więc łatwo je zamaskowałam: wykopałam dół, wsypałam tam spalone resztki gałęzi i poczerniałą ziemię, a potem wszystko zakopałam. Poszłam nad strumień i umyłam zęby w chłodnej wodzie. Nikogo nie było w pobliżu, więc rozebrałam się do naga i zażyłam kąpieli. Miałam pewien problem - zapomniałam wziąć ręcznika. Ubrałam się mokra. "A co mi tam." Po tych czynnościach zjadłam trochę chleba z tego co mi zostało i ruszyłam w dalszą drogę. "Akatsuki przybywam, szykujcie się na powitanie z inną Ariną niż znaliście do tej pory..."
Kolejne dni
podróży wyglądały bardzo podobnie. Szybko mijał mi czas i im
bliżej byłam celu, tym częściej o nim myślałam. Nareszcie po
trzech dniach wędrówki dotarłam do kryjówki Akatsuki. Nowy
rozdział mojego życia właśnie się rozpoczął...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz