wtorek, 7 lutego 2012

Rozdział 11


~INFO~
Trochę się spóźniłam, ale niestety tak to jest. Tym razem postaram się napisać idealnie, o ile jest to możliwe. Mam nadzieję nie zrobić kolejnego odcinka w klimacie brazylijskiej telenoweli. Będę pisać całą noc chociaż jutro idę do szkoły. Podzielę to chyba na kilka rozdziałów. No cóż - miłego czytania! Soundtrack: Green Day - Viva La Gloria (Little Girl).

Droga do Akatsuki była daleka. Uciekałam stamtąd goniona wspomnieniami całej swojej dotychczasowej egzystencji. "Marnej egzystencji - nawiasem mówiąc." W drodze bardzo szybko minął mi cały dzień. Obserwator mojego zachowania mógłby pomyśleć, że chciałam umrzeć ze zmęczenia. Poniekąd na początku tak było, ale przypomniałam sobie swój sen i od razu zrobiłam postój na jedzenie i zaczerpnięcie wody ze strumienia. Ukradłam Naruto broń. Nie byłam zbyt sentymentalna, a przecież musiałam sobie jakoś radzić. Zostawiłam plecak pod drzewem i wzięłam ze sobą kunai. Wyszłam na to drzewo i zaczaiłam się na cokolwiek jadalnego. Niedługo potem zobaczyłam, że zlatują się gołębie. Pamiętałam stary sposób ich łapania. Najpierw trzeba było je nakarmić, żeby zdobyć ich zaufanie, a jak zajmą się jedzeniem - złapać i dobić cięciem wzdłuż szyi. W plecaku miałam trochę chleba, na którego nie miałam ochoty, więc zaczęłam nim karmić gołębie. Jeden był na tyle śmiały, - do tego dosyć chudy, ale mięsisty - że podchodził najbliżej i wcale się mnie nie bał. Postanowiłam go wykorzystać. Rzuciłam mu większy kawałek chleba, a kiedy zajął się nim - złapałam go jedną ręką przygniatając do ziemi. Jedno machnięcie ręką, świst kunai w powietrzu i gołąb leżał na trawie pozbawiony głowy. Inne gołębie widząc to spanikowały i chmara ptaków uniosła się w powietrze. "Przynajmniej mam co jeść." Owinęłam głowę gołębia bandażem, żeby mi nie zakrwawił plecaka, zostawiłam go w środku i poszłam pozbierać trochę drewna do rozpalenia ogniska. Wróciłam po 15 minutach. Rozłożyłam drewno na ziemi z dala od trawy. Wyjęłam z kieszeni moją zapalniczkę Zippo, całą srebrną bez żadnych ozdób. Nie widziałam potrzeby ozdabiania jej. Takie czyste, nie zadrapane niczym srebro idealnie wyrażało moją osobowość.


Ale mniejsza z tym. Zapaliłam drewno i użyłam zakrwawionego bandaża jako podpałki. Już za chwilę ogień trzaskał ciepłym blaskiem, a spalona krew dodawała mu aromatu. xD Niedaleko był strumień, więc poszłam napełnić swoją piersiówkę wodą i wzięłam gołębia ze sobą, żeby umyć mięso. Po umyciu i wyrwaniu wszystkich piór nabiłam mięso na patyk i upiekłam nad ogniem dodając trochę ziół znalezionych obok strumienia. Smakowało świetnie. Byłam zdziwiona, że coś takiego może mi smakować, ale moje umiejętności kulinarne okazały się całkiem niezłe. Gdy tylko zjadłam zakopałam pióra i kości w ziemi, żeby nie przyciągnęły drapieżników i przygotowałam sobie prowizoryczne łóżko, czyli rozłożyłam na ziemi koc, a plecak położyłam sobie pod głową jako poduszkę. Zasnęłam patrząc w ogień, w którym jeszcze powoli tlił się bandaż...


Wstałam wcześnie rano, z braku zegarka wiedziałam tylko, że o wschodzie słońca. Ognisko już dawno zgasło, więc łatwo je zamaskowałam: wykopałam dół, wsypałam tam spalone resztki gałęzi i poczerniałą ziemię, a potem wszystko zakopałam. Poszłam nad strumień i umyłam zęby w chłodnej wodzie. Nikogo nie było w pobliżu, więc rozebrałam się do naga i zażyłam kąpieli. Miałam pewien problem - zapomniałam wziąć ręcznika. Ubrałam się mokra. "A co mi tam." Po tych czynnościach zjadłam trochę chleba z tego co mi zostało i ruszyłam w dalszą drogę. "Akatsuki przybywam, szykujcie się na powitanie z inną Ariną niż znaliście do tej pory..."
Kolejne dni podróży wyglądały bardzo podobnie. Szybko mijał mi czas i im bliżej byłam celu, tym częściej o nim myślałam. Nareszcie po trzech dniach wędrówki dotarłam do kryjówki Akatsuki. Nowy rozdział mojego życia właśnie się rozpoczął...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz