wtorek, 7 lutego 2012

Rozdział 4 ♥ ♠ ♦ ♣

Soundtrack, żeby się lepiej czytało: klik!

Obudziłam się gwałtownie w środku nocy. Chciałam wstać, ale poczułam, że coś lub ktoś ciężki mnie przygniata - najwyraźniej Naruto. Odepchnęłam go z siebie z wielkim wysiłkiem.
"O mój Boże Jashinie, ile on waży?" - pomyślałam.
Spojrzałam na wyświetlacz mojej komórki i zobaczyłam, że jest 01:17.
"Hmm. A może by tak połazić po dachu? Kostka już mi prawie wyzdrowiała. I tak mogę już właściwie zdjąć ten debilny bandaż." - od razu zrobiło mi się weselej na myśl o lekceważeniu szlabanu, który dał mi Naruto.
Jak pomyślałam tak zrobiłam. Poszłam po cichu do łazienki i ostrożnie zdjęłam opatrunek. Kostka była jeszcze lekko zaczerwieniona, ale już wcale nie spuchnięta. (God bless quick regeneration!) Potem weszłam pod prysznic, dosłownie na 5 minut. Ubrałam się w czarną bluzkę oversize i czarne szorty, które, prawdę mówiąc, wcale z pod niej nie wystawały. Rozczesałam włosy i zostawiłam mokre, bo lubię jak schną na wietrze. Zabrałam ze sobą telefon z słuchawkami i wyszłam z łazienki. Po cichu wymknęłam się przez okno na dach. Księżyc właśnie był w pełni i wspaniale świecił, domy i drzewa lśniły w jego chłodnym blasku. Postanowiłam pójść na najładniejszy dach w okolicy - Dach Lampionów. Sama go tak nazwałam, bo dach na najbogatszym domu brzmiał po prostu okropnie. Pobiegłam po dachach co chwilę skacząc z jednego na drugi.
"Czuję się jakbym leciała." - rozmarzyłam się.
Prawie wróciłam do dawnej sprawności. Kostka wydawała się wyleczona, ale wciąż musiałam ją trochę oszczędzać. Po kilku chwilach dotarłam na miejsce. Wdrapałam się na sam szczyt pagody i usiadłam na brzegu dachu. Lampiony kołysały się na wietrze tuż obok moich stóp. Emanowały stłumionym przez żółty papier światłem, jednocześnie były widoczne i nie oświetlały niczego.
- To moje miejsce. Spadaj, chcę być sam. - Usłyszałam znajomy głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam Gaarę. Jego oczy wyglądały dziwnie, jakby był wkurzony, ale nie chciałam wchodzić w szczegóły. Jasnoczerwone żyłki odcinały się ostro od twardówki, a tęczówka i źrenice wydawały się zmniejszone. Żółte światło nadawało im złowrogi połysk.
"Trochę przerażające. To pewnie przez to światło." - usprawiedliwiłam dreszcz, który przebiegł mi po plecach.
- Cześć, nie ma mowy. Byłam tu pierwsza. - odpowiedziałam trochę chamsko.
- Nie słyszałaś? Idź sobie. - odparł zdenerwowany.
- Tyle musiałam się tu wdrapywać, że teraz nie zejdę do rana. - oświadczyłam.
- Dobra... Siedź. - westchnął zrezygnowany.
- To miało być pozwolenie? - zapytałam.
- Eh... Nieważne. - nie miał zamiaru drążyć tematu.
Przesunęłam się z rogu na boczną część dachu, a zielonooki usiadł po drugiej stronie. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam muzykę. Patrzyłam w dal, ale nie mogłam się skupić na myśleniu o czymkolwiek konkretnym, rozpraszała mnie obecność chłopaka. Po paru minutach pomyślałam, że nie wypada go ignorować i może mogłabym mu dać posłuchać muzyki.
- Chcesz słuchawkę? - spytałam uprzejmie.
- A czego słuchasz? Bo jak jakiegoś Bimbera to dzięki, ale nie. - odpowiedział niepewny co do moich preferencji muzycznych.
- Słucham rocka. A teraz dokładnie Bullets For My Valentine - Tears Don't Fall. - uśmiechnęłam się.
- Coś znośnego. Daj słuchawkę. - powiedział rozkazującym tonem.
- A może byś się tak z łaski swojej przysunął, bo jak widać kabel nie ma dwóch metrów. >.< - zaczynał porządnie działać mi na nerwy.
- No dobra. - rzucił i przysunął się wystarczająco blisko, żeby mógł włożyć jedną słuchawkę do ucha.
"On jest jakiś dziwny. Baka." - pomyślałam patrząc na Gaarę kontem oka. - "Wczoraj wydawał się milszy. Może ma po prostu gorszy dzień."
Słuchaliśmy rocka aż do 04:30 rano. Nie rozmawialiśmy, tylko siedzieliśmy rozmyślając, każdy o swoich problemach. Swoją drogą było całkiem fajnie tak siedzieć razem na dachu, patrzeć w gwiazdy i słuchać muzyki nic nie robiąc. Na horyzoncie właśnie wstawało słońce. Kilka pierwszych promieni oświetliło nasze twarze.
- Ej, Arina? - brzmiał już spokojniej, jakby się rozchmurzył.
- Co? - zapytałam zaciekawiona.
- Czy ty w ogóle śpisz?
- Czasami, jak mi się zachce. Nie no, żartuję. Po prostu śpię od 17:00 do północy, a potem chodzę po dachach przez całą noc.
- Aha. Która godzina? - jego ton nie wyrażał żadnego uczucia.
- Zaraz sprawdzę... 04:32. - zerknęłam na wyświetlacz mojego ukochanego Szajsunga Delphi.
- Nie powinnaś już iść? - spytał.
- E tam... Naruto-kun i tak nie wstaje tak wcześnie.
- Kim jest Naruto? - spytał chyba zaciekawiony.
- Przyjacielem. Mieszkam z nim, bo tylko jedno mieszkanie było wolne. A na inne mieszkanie mnie nie stać. - odparłam.
- Aha. - wydawał się usatysfakcjonowany odpowiedzią.
- Chyba masz rację, pójdę już. - powiedziałam po chwili namysłu.
- A może... - zaczął niepewny co chce właściwie powiedzieć.
- Hmm? - zachęciłam go do rozwinięcia swojej myśli.
- Co lubisz jeść? - spytał nadal trochę nieokreślonym tonem.
- Sushi, ale jest za drogie, więc rzadko jest na nie okazja. Ramen też może być. Jem to najczęściej, bo jest tanie i przy okazji to ulubiona potrawa Naruto-kun. Kiedy jemy na mieście zazwyczaj oznacza to właśnie ramen.
- Może poszłabyś ze mną coś zjeść? W końcu ci pomogłem z tą kostką... - wreszcie zrozumiałam jego intencje.
- Ok, ale jutro. Dzisiaj występuję w konkursie Miss Konoha. Naruto-kun mnie zmusił. - zgodziłam się, nie wyglądał na typ, który myśli tylko o jednym.
- Jak nie chcesz to nie idź. - nie rozumiał dlaczego się zgodziłam na coś skoro tego nie chciałam.
- Problem w tym, że już kupiłam ciuchy itd. Ale obiecuję, że pójdę z tobą jutro do Ichiraku. - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Ok. Będę po ciebie jutro o 12:00, dobrze? - chciał się upewnić.
- No dobra. Muszę się już zbierać, kon'nichiwa. - pożegnałam się.
- Sayonara. - odpowiedział.
Zeszłam wręcz kocim ruchem z dachu. Tylko czasem jestem niezdarna, a wynika to zazwyczaj z tego, że jak już się przewrócę to rzadko udaje mi się uniknąć urazów zewnętrznych. Przebiegłam szybko po dachach na ten należący do mojego mieszkania. Wślizgnęłam się po cichu przez okno. Zobaczyłam, że Naruto jeszcze spał. Rozwalił się na łóżku, przytulał poduszkę i coś mruczał pod nosem. W końcu była dopiero 05:00 rano. Po kilku minutach siedzenia przy stole i patrzenia w przestrzeń trochę się znudziłam. Postanowiłam obudzić blondyna.
- Naruto-kun... Wstawaj, już 05:00 rano... Naruto-kun... - po paru chwilach miałam już serdecznie dość tego, że mnie ignoruje - Mam tego, kurwa, dość! Idę po wiadro z wodą!
- No... już wsta-aaa-ajęęę... - usiadł i się przeciągnął.
- O, fajnie. Co chcesz na śniadanie? - mój niecny plan zadziałał i niebieskooki się obudził.
- Hmpmhm... - wyglądał jakby poprzedniej nocy nieco przesadził z alkoholem i narkotykami.
- Ja się pytałam co chcesz, a nie czy chcesz śniadanie. - przywołałam go do porządku.
- To znaczy... Chyba kanapki, albo coś na szybko. - odpowiedział walcząc z powieką lewego oka, która nie chciała się otworzyć.
- Zrobię ci z dżemem tak jak sobie, ok? - spytałam patrząc na jego próby z rozbawieniem. Wyglądał jakby miał powieki z kamienia.
- Ok... Zaraz?! Znowu się po dachach szwędałaś! - wreszcie się rozbudził.
- O czym ty mówisz? To już nie można się wygodnie ubrać? - zapomniałam się przebrać, zupełnie wyleciało mi to z głowy.
- No już dobrze, dobrze. Czemu jesteś dzisiaj taka nerwowa?
- Nic mi nie jest. - odpowiedziałam zastanawiając się czy wyglądam jakbym była nerwowa, bo nie byłam. Chyba.
Podeszłam do blatu kuchennego i wyjęłam produkty z szafek. Zaczęłam robić kanapki z dżemem truskawkowym. Machałam nożem upaćkanym w dżemie na wszystkie strony, co musiało wyglądać zabawnie dla kogoś, kto akurat spojrzał w okno mojego mieszkania. Zrobiłam sobie jedną, a Naruto trzy kanapki. Patrzyłam jak je swoje śniadanie, jedząc powoli połówkę swojej kanapki. Po czym wrzuciłam mu ją ostentacyjnie na talerz mówiąc, że "nie jestem głodna".
- O nie. Masz to zjeść. Nawet ta anorektyczka Ino je więcej od ciebie. - to nie prawda, po prostu zachował się jak nadopiekuńczy brat.
- Proszę cię Naruto-kun, nie mam siły się kłócić o tą połówkę kanapki. - dobrze wiedziałam, że chodzi o całokształt.
Blondyn zapracowywał się na misjach albo, kiedy miał wolne, przeprowadzał mordercze treningi. W wyniku tego ciągle siedziałam w domu sama. Sama jak wtedy, kiedy tu trafiłam - bez rodziny, przyjaciół czy nawet zwierzątka. Naruto był trochę przewrażliwiony na punkcie samotności, twierdził, że nikt nie powinien być długo sam. Rozumiem go, nigdy nie miał przyjaciół ani rodziny, ale za bardzo się martwił o innych. Czasami powinien pomyśleć o sobie.
- Ok, ale martwię się o ciebie. - powiedział myśląc pewnie o naszym dzieciństwie.
- Dam sobie radę. Uwierz mi. - zapewniłam go.
Podeszłam do niego i się przytuliłam. Dopadł mnie ten nostalgiczny nastrój, jak wtedy kiedy wspominasz dawno zapomnianych przyjaciół z dzieciństwa lub zmarłą osobę. Było mi smutno i jednocześnie chciało mi się śmiać.
"Dziwne uczucie." - pomyślałam, ale zaczęłam pakować swoje rzeczy na konkurs.
Kiedy już spakowałam ubrania do dużej torby poszłam do łazienki. Drugi raz tego dnia weszłam pod prysznic. Gdybym mieszkała w Sunie pewnie bardziej przejmowałabym się oszczędzaniem wody. Krople ciepłego deszczu bębniły o podłogę i szklane drzwi kabiny. Zamyśliłam się na chwilę, a potem nałożyłam szampon na włosy. Po tym jak zmyłam odżywkę i dokładnie je spłukałam, wyszłam z pod prysznica. Spojrzałam w lustro. Mokre włosy wydawały się proste, długie i ciemne - jak u geishy.
"Chciałabym mieć naturalnie proste włosy, ale niestety zawsze się puszą i zgniatają. Dlaczego tylko ja na tym świecie mam taki problem?" - pomyślałam wpatrując się w lustro.
Nie było czasu na bujanie w obłokach, musiałam jeszcze wysuszyć i wyprostować włosy. Kiedy skończyłam, zebrałam włosy w kucyk i umyłam dokładnie twarz. MYDŁEM, tak, tym złowrogim narzędziem zagłady, które podobno wysusza skórę i przenosi bakterie. Nie dbałam o to, nigdy nie miałam problemów z cerą. Później ubrałam się w moją ("pożyczoną" od Naruto) ulubioną czarną koszulkę z napisem "Metallica" i moje dżinsowe szorty; rozpuściłam długie włosy. Wyszłam z łazienki i włożyłam kremowe baleriny. Wzięłam torbę z ubraniami na konkurs i wyszłam z mieszkania. Zamknęłam drzwi, a potem skręciłam w stronę placu głównego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz