wtorek, 27 marca 2012

Rozdział 14

~INFO~
Nareszcie wiosna! <3
Z tej okazji zachciało mi się pisać. Ale ciągnę ten rozdział i nie mogę skończyć...
Zapowiada się bardzo długa notka.
Soundtrack: Papa Roach - Carry Me.

Obudziłam się nagle. Za oknem świecił księżyc, oświetlając cały pokój. Wstałam z łóżka i spojrzałam na zegarek w komórce. Była 2:45.
"Chyba już nie zasnę. Potrzebuję świeżego powietrza."
Wyszłam na balkon starając się nie obudzić Sasoriego. Balustrada była bardzo szeroka, więc usiadłam na niej i pomyślałam o Naruto - trochę mi go brakowało, ale to nie miało żadnego znaczenia. Przebudziłam się już i nie miałam nic do roboty, więc postanowiłam się ubrać. Poszłam do pokoju i wybrałam czarne szorty i T-shirt z nadrukiem "BONJOUR CHERIE". Weszłam do łazienki. Pierwszy raz od dwóch dni wzięłam cywilizowany prysznic. Potem wysuszyłam i wyprostowałam włosy. Grzywka za bardzo mi urosła, więc przycięłam ją trochę znalezionymi nożyczkami. Wyszłam z łazienki i sprawdziłam godzinę - 3:20. Było za wcześnie na cokolwiek. Znowu poszłam na balkon i usiadłam na balustradzie. Odpłynęłam myślami daleko, gdzieś we wspomnienia. Im więcej myślałam tym bardziej byłam przygnębiona. Nic dziwnego, że po jakimś czasie po policzkach zaczęły mi spływać łzy. Najpierw po jednej, aż w końcu pochlipywałam cicho z twarzą w dłoniach. Nie usłyszałam kroków Sasoriego wchodzącego na balkon.
Sasori - Co się stało?
Ja - Nie ważne... T^T
Sasori - To przeze mnie?
Ja - Nie, ale myślałam o przeszłości.
Sasori - Nie martw się, tamte chwile już nie wrócą.
Ja - No właśnie..
Sasori - Przepraszam.
Ja - To nie twoja wina. To wszystko przeze mnie. Baka! ToT
Sasori - Nie prawda. Krótko się znamy, ale uważam cię za miłą osobę.
Ja - Przepraszam...
Wtedy stało się coś dziwnego. Sasori przytulił mnie pocieszająco. Byłam tym tak zaskoczona, że natychmiast umilkłam i się zarumieniłam. (dop. od autorki: Subtelnie, nie jak burak. xD)
Sasori - Uspokój się. Nie musisz nikogo przepraszać.
Ja - ...
Kiedy już przestałam płakać puścił mnie i odsunął się trochę.
Sasori - Idź do łazienki i przemyj oczy. Mieliśmy iść do sklepu, pamiętasz?
Ja - Mhm. Arigato-gozaimasu.
Sasori - Nie dziękuj. Przecież nic się nie stało, prawda?
Ja - Hai, danna.
Przemyłam dokładnie oczy zimną wodą, ale nadal były czerwone. Mam jedne z tych oczu, w których długo stoją łzy. Nawiązując do tego cytatu: "Są takie oczy, nie pozna pan po nich, że płakały. Wystarczy je otrzeć. A są takie, że płacz długo w nich stoi, nawet gdy dawno płakały." ~ Wiesław Myśliwski - Traktat o łuskaniu fasoli. "Powinnam może kupić trochę kosmetyków. Przynajmniej puder i maskarę. I tak idziemy do sklepu." Przestałam się nad sobą rozklejać i wyszłam z łazienki. Nie mogłam pozwolić żeby członkowie organizacji zobaczyli mnie smutną. Nie chciałam okazywać uczuć osobom, których nawet nie znałam.
Ja - Jak myślisz, poradzą sobie bez śniadania?
Sasori - Na pewno. Są dorośli.
Ja - Wiem o tym. W takim razie możemy już iść do sklepu. Kupię coś do jedzenia na miejscu, bo nie ma już nic w lodówce.
Sasori - Dobra. Ale uprzedzam, do sklepu jest daleko.
Ja - O rany. Jak daleko?
Sasori - Piechotą trzy godziny w jedną stronę.
Ja - To nie jest tragedia. Dam radę tam dojść bez śniadania.
Sasori - W takim razie zamknij się i chodź.
Ja - Ok, ok. Bez nerwów.
Całą drogę do sklepu panowała niezręczna cisza. On zdawał się tym nie przejmować, ale mnie to denerwowało. Próbowałam się rozluźnić podśpiewując.
Ja - Why don't you carry me? Why don't you carry me? I can't move on, I can't live on...
Sasori - Coś mówiłaś?
Ja - Nic, tylko podśpiewuję.
Sasori - Acha. Mogłabyś głośniej? Mam wrażenie, że znam tę melodię.
Ja - Dobra. Ale się nie śmiej, bo mój głos nie jest za ładny. Why don't you carry me? Why don't you carry me? I can't move on, I can't live on. Carry me, why don't you carry me? I can't save me, I am crazy. Without you...
Sasori - Nie, jednak nigdy nie słyszałem tej piosenki. Ale ładnie śpiewasz.
Ja - Weź przestań. Nie tak ładnie jak te wszystkie japońskie piosenkarki.
Sasori - Jakie na przykład?
Ja - Nie wiem, słucham piosenek po angielsku. A po japońsku tylko czasem w radiu.
Sasori - Po angielsku?
Ja - Hehe. Lubię rocka. Czasem metal. Metalica - Master of puppets, Skillet - Monster, Bullet For My Valentine - Tears don't fall, Three Days Grace - Pain, Rise Against - Ready to fall i wiele innych piosenek. Lubię też Avril Lavigne, jeśli chodzi o spokojniejsze kawałki.
Sasori - Masz dobry gust.
Ja - Dzięki. ^^
Sasori - Słuchałaś kiedyś Breaking Benjamin?
Ja - Pierwszy rock'owy zespół jaki poznałam. Kocham ich.
Sasori - Mhm. Już niedaleko do sklepu.
Ja - Fajnie. Oprócz składników do dango trzeba iść po normalne jedzenie i na dział kosmetyczny.
Sasori - Ok. Tylko szybko.
Około dziesięć minut później las się skończył. Gdy wyszliśmy z niego zobaczyliśmy... supermarket Tesco.
Ja - Lol. I to jest ten sławny sklep?
Sasori - Czego chcesz, chociaż jest blisko organizacji.
Ja - Ok. Bierz wózek i chodź.
Sasori - Dobra. =.=
Weszliśmy do środka. Na szczęście nie był to tylko jeden sklep, tylko coś w rodzaju malutkiej galerii. Około dziesięć czy piętnaście różnych butików, a w głębi budynku supermarket. Od razu poszłam do supermarketu i kupiłam wszystkie składniki do dango, a poza tym różne podstawowe produkty jak chleb, jajka, mąkę tortową, mleko, nutellę i dżem do kanapek itp. Podeszłam do kasy z najmniejszą kolejką. Jak już wszyscy przed nami zapłacili, a trwało to wieczność, kasjerka policzyła wszystkie produkty.
Kasjerka - To będzie 99,99.
Sasori - Proszę.
Kasjerka - Może być bez grosika?
Ja - Tak. Do widzenia.
Poszłam do perfumerii. Tyle kosmetyków w jednym miejscu. Wybrałam sobie najjaśniejszy puder jaki znalazłam i zwyczajną maskarę wydłużającą rzęsy. Zobaczyłam automatyczną, czarną kredkę do oczu, więc wzięłam, bo może się przydać. Podeszłam do kasy i zapłaciłam z moich, skromnych nawiasem mówiąc, funduszy.
Ja - Możemy wracać do organizacji.
Sasori - Myślałem, że chcesz kupić jeszcze jakieś ciuchy.
Ja - Nie mam kasy.
Sasori - Zostało mi trochę tej od Kakuzu.
Ja - Dzięki. Ale nie wiem czy coś w ogóle kupię. Zależy jakie tu są sklepy.
Sasori - Jeden chyba powinien ci się spodobać. Chodź.
Zaprowadził mnie do jakiegoś butiku. Weszliśmy do środka.
Ja - "Black Loli" - to jest ten sklep?
Sasori - Mówiłaś coś o swoich sukniach wczoraj. Pomyślałem, że lubisz takie ciuchy.
Ja - Omg! Gorsety! <3
Sasori - Eee.. Co ty robisz?
Ja - Szukam dobrego rozmiaru gorsetu.
Sasori - Nie jesteś za młoda na takie rzeczy?
Ja - Pfff... Że niby sobie wnętrzności zdeformuję? Bitch please, noszę gorsety odkąd byłam dzieckiem.
Sasori - Acha. W takim razie szukaj dalej.
Ja - Ok. Ten będzie dobry.
Znalazłam zwyczajny czarny gorset overburst, który można nosić jako bluzkę i pod ubranie. Weszłam do przymierzalni i poprosiłam ekspedientkę żeby pomogła mi go zawiązać. Po chwili wyszłam pokazać się Sasoriemu.
Ja - I co myślisz?
Sasori - Ile cm masz w talii?
Ja - Bez gorsetu 60.
Sasori - A teraz?
Ja - Nie wiem. Może coś około 50.
Sasori - I ciebie to nie boli?
Ja - Dawno się przyzwyczaiłam. Za pierwszym razem jest najgorzej, ale potem już nie boli. A jak szczupło się wygląda. ^^
Sasori - Włóż do tego jakąś sukienkę.
Ja - Ok. Zaraz jakąś znajdę.
Chwilę mi to zajęło, ale znalazłam mój rozmiar czarnej sukienki z białymi falbankami. Założyłam ją i wyszłam z przymierzalni.
Ja - Jest ładna. Proszę pani, ile to kosztuje?
Ekspedientka - Gorset - 200 ryo, suknia - 400.
Ja - Omfg, jak drogo.
Sasori - W sumie to jest kasa Kakuzu...
Ja - Czyli kupisz mi ją? *-*
Sasori - Jest jeden warunek.
Ja - Zrobię wszystko, w granicach przyzwoitości.
Sasori - Cokolwiek by się działo, "incydent" dzisiaj rano nie zaistniał.
Ja - Nie miałam zamiaru nikomu mówić, ale ok. Dziwne, że aż tak ci zależy.
Sasori - Pain by się wkurwił, a poza tym mam pewne powody, żeby zatrzymać to w tajemnicy.
Ja - Arigato-gozaimasu! ^w^
Sasori - Przebież się, a ja zapłacę.
Ja - Jesteś stanowczo zbyt miły.
Sasori - Zamknij się kobieto.
Ja - Jak fajnie, że znowu jesteś sobą.
Przebrałam się w moje ubrania. To było dziwne, ale nie miałam czasu o tym myśleć. Poza tym dostałam sukienkę z gorsetem za nic. Później wyszliśmy ze sklepu i wróciliśmy do organizacji. W drodze nie rozmawialiśmy, a ja znowu podśpiewywałam. Tym razem byłam szczęśliwa i milczenie mi nie przeszkadzało. Sasori słuchał jak śpiewam. Na początku mnie to krępowało, ale potem się przyzwyczaiłam i miałam w dupie co myśli. Około 11:00 wróciliśmy do organizacji. Było wcześnie, ale wszyscy już wstali. Poszłam do kuchni rozpakować zakupy i zobaczyłam, że wszyscy siedzą przy stole i z obrzydzeniem patrzą na zieloną breję w swoich miskach.
Ja - Co się stało?
Deidara - Tobi gotował, un.
Ja - Och. Wyrzućcie to, ja coś zaraz zrobię. Pytałam się Sasoriego, czy mam wam zostawić coś na śniadanie, ale stwierdził, że sobie poradzicie.
Hidan - Typowe. Mamy sobie poradzić sami kiedy on gdzieś znika i ma nas w dupie.
Ja - Przestań Hidan. Nie jest tak źle.
Hidan - Dobra.
Ja - To co chcecie? Za godzinę będzie obiad, więc nie radzę się obżerać.
Kisame - Może jakąś rybę?
Ja - Nie kupiłam ryby. Gomen Kisame.
Kisame - Szkoda. :c
Itachi - Nie to, żebym się do ciebie odzywał, ale lubię jajecznicę.
Ja - Ok. Jajka są.
Hidan - A temu co?
Ja - Sama nie wiem. Ma foch'a i tyle. Nie jestem w stanie podobno czegoś sobie przypomnieć. Ale czego?
Pain - Itachi, po śniadaniu do mojego gabinetu.
Ja - Nie, nie. To nic ważnego, niech się Lider nie kłopocze..
Pain - Nie dyskutuj. Nie możesz ochronić Itachiego przed odpowiedzialnością.
W moim mózgu coś przeskoczyło. Na ułamek sekundy zobaczyłam zamazaną salę, a nad sobą Paina mówiącego właśnie te słowa. Wszystko było jakby dziecięcym wrażeniem o świecie. Duży i dziwaczny. Obraz był tak realistyczny, że upuściłam reklamówkę z zakupami.
(Soundtrack: We The Kings - Check Yes Juliet.)
Ja - Omg. Na pewno kiedyś już to słyszałam. Gomen-nasai, pozbieram to wszystko zaraz.
Itachi - Pamiętasz?
Ja - Nie, nic nie pamiętam. Mam deja vu, to wszystko.
Włożyłam zakupy do lodówki. Myślałam o tym obrazie, ale zniknął z mojej pamięci równie szybko jak się pojawił. Dałam sobie spokój i przygotowałam jajecznicę. Nałożyłam ją każdemu na talerz i poczekałam żeby pozmywać.
Deidara - Sasori no danna, ja dzisiaj pomogę Arinie zmywać, un. Muszę się jej coś spytać, un.
Sasori - Dobra, w takim razie idę na górę.
Sasori wyszedł. Jakieś pięć minut później wszyscy wyszli i zostałam sama z Deidarą.
Ja - Możesz usiąść, ja pozmywam. O czym chciałeś porozmawiać?
Deidara - Mogę ci wytłumaczyć jak zrobić dango, un. Ale oprócz tego, czy mogłabyś na chwilę mnie uważnie wysłuchać, un?
Ja - Oczywiście. Wal, cokolwiek masz do powiedzenia.
Deidara - Więc chciałem tylko ci powiedzieć, żebyś nie była zła na Itachiego i mnie, un, jak czasem usłyszysz coś na swój temat i nie będziesz wiedziała o co chodzi, un. Itachi już ci mówił, że kiedyś tu mieszkałaś, un. Ale właściwie tylko od nas możesz usłyszeć takie rzeczy i od danny, bo wtedy było w Akatsuki mało osób.
Ja - Och. Czyli mam go przeprosić? To będzie dziwne, bo nawet nie bardzo wiem za co.
Deidara - Nie. On tak naprawdę się na ciebie nie złości, un. Nie umiem ci tego dokładnie wytłumaczyć, ale on ma focha jak jest rozczarowany, un.
Ja - To dlatego jak rozmawialiśmy sprawiał wrażenie smutnego. Chociaż był wkurwiony. Dziwne, że dostrzegam mnóstwo rzeczy, a nie potrafię skojarzyć ich z rzeczywistością.
Deidara - A tak w ogóle mam dla ciebie coś na powitanie w organizacji, un.
Wyciągnął z rękawa małego motylka z gliny. Motylek chwilę polatał po pokoju, a potem wybuchł na różnokolorowe fajerwerki.
Ja - Śliczne.
Deidara - Dzięki, un. Jestem artystą, un, wiesz?
Ja - Nie wiedziałam. Myślę, że możemy być kumplami. Też coś ci podaruję, ale na razie nie mam nic co się nadaje na prezent.
Deidara - Nie musisz mi nic dawać, un.
Ja - Dobra, jest już prawie południe. Przygotuję składniki, a ty będziesz mi dokładnie tłumaczył jak dango zrobić.
Deidara - Wyjmij mąkę ryżową z półki i jakąś miskę, un.
Przepis wytłumaczył mi bardzo dokładnie i pomagał mi ocenić czy dango jest gotowe. W życiu nie gotowałam czegoś tak dziwnego. Z mąki ryżowej i wody robisz miękkie, dosyć suche w dotyku ciasto. Najpierw gotujesz kluseczki i nabijasz je na patyczki. Potem kładziesz je na grilla, a na koniec polewasz sosem sojowym z cukrem. Gdy za jakąś godzinę wszystko było gotowe zajęłam się sprzątaniem blatu w kuchni, a Deidara zawołał wszystkich na dango. Kiedy już usiedli do stołu i zawołali "Itadakimasu!" można było spróbować tych kluseczek.
Ja - To jest przepyszne! <3
Deidara - Wiem. ^^
Hidan - Nadal jestem zdania, że jesteś idealnym materiałem na żonę.
Ja - Jasne, pokojówka i kucharka w jednym. =.=
Hidan - No wiesz, z twoimi walorami, mogłabyś z powodzeniem nosić strój pokojówki.
Ja - Grrr! Co za facet. >.<
Deidara - Nie przejmuj się nim, un. To typ zboczeńca zawodowego, un.
Hidan - Wypraszam sobie. Religia nakazuje mi korzystać z przyjemności życia ludzkiego.
Ja - Jashinie, widzisz i nie grzmisz. Dlaczego on jest takim idiotą?
Hidan - Pfff... Niewdzięcznica. Powinienem złożyć ją w ofierze.
Ja - Boję się ciebie. O.O
Hidan - I dobrze. *szczerzy się złowieszczo*
Ja - ...
Hidan - Mogłabyś wpaść na chwilę do mnie po obiedzie?
Ja - Danna! T.T
Sasori - Co?
Ja - Hidan chce mnie złożyć w ofierze Jashinowi. ToT
Sasori - On się tylko wygłupia, uspokój się.
Ja - Dobra. Ale jak umrę pocięta na kawałki jego kosą, to będzie twoja wina. >.<
Hidan - Hahahah. Jesteś najbardziej strachliwą osobą jaką znam.
Ja - Uważaj, kunai leci!
Hidan - Gdzie?
Ja - Theheheh. Mnie nie da się tak łatwo nabrać. Przecież powinieneś usłyszeć kunai lecący w powietrzu i odbić go jak na ninja przystało. Nie znam się, ale to chyba podstawowa umiejętność?
Hidan - Pfff. Nie muszę odbijać kunai...
Ja - "Bo jestem nieśmiertelny." Też tak chcę, to nie fair. =.=
Hidan - Uwierz w Jashina.
Ja - Nie dzięki. Wolałabym na przykład zamienić się w coś co nie umiera. Ale nie wiem w co. xD
Deidara - W lalkę, un. Albo doszyj sobie pięć dodatkowych serc, un.
Ja - O fuj, z tymi sercami to lekka przesada. A lalka nie byłaby trwała. No chyba, że z ludzkiego ciała. Nie, głupi pomysł. Nie zwracajcie uwagi na moją zrytą psychikę.
Deidara - Nie przejmuj się, un. Jak na naszą organizację to jesteś niewinna, un.
Ja - Powiedział terrorysta do psychopatki.
Deidara - Sztuka, nie terroryzm, un. =.=
Ja - Ok, ok. Przyznaję masz talent.
Deidara - Dzięki, un. ^w^
Ja - I przez swoją wdzięczność umyjesz za mnie naczynia. Jestem zmęczona, spałam chyba trzy godziny.
Hidan - Liderze, to nie fair. Mnie nie wolno, a Sasori może...
Ja - CO?!
Hidan - Jak nie spałaś, to co robiłaś?
Ja - Mam bezsenność. Ty zboczeńcu pieprzony.
Hidan - No to tym bardziej.
Ja - Grrr! Gdybym była ninja, to już nie miałbyś głowy. =.=
Hidan - Pfff. Mnie by to nawet ucieszyło.
Ja - A jakbym cię poćwiartowała i włożyła do słoików, każdy kawałek zakopała metr od drugiego, a potem podpaliła, to by ci się podobało?
Hidan - Nieszczególnie.
Ja - Jestem do tego zdolna. Tylko nie mam tyle siły.
Hidan - Możesz sobie pomarzyć o takich torturach.
Ja - Zawsze mogę wynająć kogoś za pieniądze, których nie mam.
Kakuzu - Nie licz na mnie. Organizacja ma tyle długów, że to aż dziwne.
Ja - Oj tam, oj tam. Mogę coś zarobić sama. Tylko nie wiem jak. Najwyżej zostałabym kelnerką czy coś.
Hidan - Uzbierałabyś potrzebną sumę w jakieś... 100 lat?
Ja - Masz rację. Trudno, zawsze można zrobić voodoo. Ale nie jestem pewna, czy to działa. Dobra, idę już spać, o ile uda mi się zasnąć. Oyasumi-nasai.~
Wyszłam z kuchni i poszłam do pokoju. Było bardzo wcześnie, około 13:30, więc nie przebierałam się. Z rozbiegu wskoczyłam na łóżko i położyłam się na nim zwinięta w kulkę. Przed snem myślałam o wszystkim co mi mózg podsunął, więc nawet nie zauważyłam kiedy wpadłam w objęcia Morfeusza.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz