wtorek, 14 sierpnia 2012

Rozdział 17

~INFO~
UWAGA, ROZDZIAŁ EKSPERYMENTALNY!
Niektórych rzeczy nie da się przekazać z punktu widzenia jednej osoby, więc spróbowałam napisać inaczej niż zwykle. Nie wiem, czy to dobry pomysł, powiecie mi czy jest ok? Jakby coś usunę ten fragment i napiszę tylko punkt widzenia bohaterki.
Edit: Jak zwykle napisałam rozdział dwa tygodnie temu, ale nie wstawiam przez to, że nie mogę znaleźć dobrego soundtrack'a na koniec. Głupia muzyka. Włączcie sobie coś sami, albo nic nie słuchajcie.
Soundtrack: Phedora - Dragonfly.


Obudził mnie Deidara. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem i bez słowa sięgnęłam po telefon. Była 05:15. Spałam stanowczo za długo, więc bolała mnie głowa i kości.
Deidara - Wstawaj, wstawaj, wstawaj, wstawaj... No co tak na mnie patrzysz, un?
Ja - ...najashinamojagłowa...
Deidara - Un?
Ja - Nieważne. Idę umyć zęby.
Tym razem spaliśmy obok jakiegoś płytkiego jeziora. Na szczęście nie było w nim ryb. I woda była cieplejsza niż w rzeczce, obok której spałam ostatnio. Stanęłam bardzo blisko brzegu i popatrzyłam w moje odbicie. Miałam worki pod oczami, a zamiast włosów jeden wielki kołtun. Uśmiechnęłam się lekko do siebie i przez ten mój naćpany wzrok wyglądałam jak po ecstasy. Weszłam do wody i zmyłam z siebie zmęczenie. Kiedy już się ubrałam poszłam się spakować.
Ja - Co na śniadanie?
Deidara - Herbata.
Ja - To poproszę. Kiedy będziemy w tej wiosce?
Deidara - To już nie daleko, un, tylko dwie godziny drogi stąd.
Ja - Nareszcie. Będziemy tam cały dzień?
Deidara - Nie, tylko do 17:30, un. Potem wracamy.
Ja - Będziemy znowu spać w lesie?
Deidara - Taa. Nie pasuje, un?
Ja - Nie, jest ok. Lubię spać pod gwiazdami.
Sasori - Herbata gotowa.
Ja - Arigato, Sasori no danna.
Deidara - Ale wy oficjalnie się wyrażacie, un.
Ja - Mhm. Jak chcesz też mogę z tobą rozmawiać w ten sposób. Ale jesteśmy kumplami, to byłoby dziwne.
Deidara - Kumplami? Super. |/.^
Ja - Chyba tak, a przynajmniej bym chciała. Lubię cię. Danna sprawia wrażenie bardzo poważnego. I chyba to prawda. Nie widziałam jeszcze, żeby chociaż raz się uśmiechnął. Tylko kiedy śpi ma inny od obojętnego wyraz twarzy, ale to nie uśmiech. Znam go dopiero parę dni, a nie potrafię go sobie wyobrazić uśmiechniętego.
Deidara - Ja znam go tyle lat, a nigdy nie widziałem go uśmiechniętego.
Sasori - I nie zobaczysz. Ja się nigdy nie uśmiecham.
Ja - To niemożliwe. Kiedyś musiałeś chociaż raz się uśmiechnąć, danna.
Sasori - Może kiedy byłem dzieckiem.
Ja - Serio? To długo nie uśmiechać się tyle czasu. ... Sasori no danna.
Sasori - Nie mam powodu do śmiechu. Poza tym skończmy już gadać i chodźmy do tej wioski.
Ja - Hai, hai.
Zgasiliśmy ognisko i pokonaliśmy resztę drogi. Dotarliśmy do bramy wioski i mogłam odczytać jak się nazywa. "Wioska kwiatu lotosu", dość pospolita nazwa. Weszliśmy przez bramę jakby nigdy nic. Strażnicy nie prosili nawet o pokazanie dokumentów.
Ja - Tutaj jest jakiś festyn. Mogę iść pooglądać stragany?
Deidara - Masz dychę i idź. Spotkamy się w pierwszym barze po lewej, tym z dango.
Ja - Ok.
Poszłam na spacer pomiędzy straganami. Wszędzie chodzili ludzie specjalnie ubrani w kimona na tę okazję i biegały słodkie, małe potwory wpadając na wszystkich po drodze. Zwiedziłam całą główną ulicę i popatrzyłam na wszystkie ciekawe stragany. Wracając podeszłam do gościa sprzedającego kruszony lód.
Ja - Ile kosztuje jedna porcja?
Sprzedawca - 2,50 ryo.
Ja - To poproszę wiśniowe.
Sprzedawca - Dobry wybór.
Ja - Sayonara.
Sprzedawca - Sayonara.
Zjadłam kruszony lód tak szybko, że zaczęło mnie boleć gardło. Ale za to był pyszny. Znalazłam ten "pierwszy bar po lewej" i weszłam do środka. Zaczęłam się rozglądać za Deidarą i Sasorim.
Kelnerka - Mogę w czymś pomóc? Szukasz kogoś?
Ja - Tak, dwóch mężczyzn w... Albo nieważne, już ich znalazłam. *patrzę na "przestępców"*
Kelnerka - O.o
Podeszłam do nich i się przysiadłam.
Ja - Hej. Kupiłam lody. ^^ Chcesz resztę z tej dychy?
Deidara - Nie, możesz sobie wziąć.
Ja - Dzięki.
Deidara - Chcesz dango?
Ja - Nie, nie jestem głodna.
Deidara poprosił o rachunek. Kelnerka zwracała się do niego "danna-sama" (panie). O.o
Kelnerka - Zapraszam ponownie, danna-sama.
Sięgnęłam po kurtkę, a ona pomogła mi ją założyć. Nawet nie spytała o zgodę.
Kelnerka - Ciebie też zapraszam ponownie, misu. (panienko)
Ja - Nie no, bez przesady...
Deidara - Chodź, musisz zacząć się przyzwyczajać.
To było dziwne. Miałam wrażenie, że ta kelnerka się nas bała. Lol. Potem zaprowadzili mnie do jakiegoś zaułku i kazali czekać przed drzwiami domu człowieka, którego mieli zlikwidować. Usiadłam sobie pod ścianą i się skuliłam. Ta okolica była okropna i nie chciałam patrzeć na żuli rozłożonych po śmietnikiem jakieś pięć metrów dalej. Jeden z nich patrzył na mnie, a potem do mnie podszedł.
Żul - Daj zeta.
Ja - Nie mam pieniędzy.
Żul - Kłamiesz.
Ja - Wcale nie. Odsuń się, bo...
Żul - Bo co?
Ja - Bo zawołam moich znajomych. Nawet jakbym miała pieniądze to bym ci ich nie dała, bo i tak byś je przepił.
Żul - Coś ty powiedziała?
Zacisnął palce w pięść i zamachnął się ręką. Spanikowałam.
Ja - Aaaaa. Zostaw mnie! Tasukete! (Pomocy) (dop. od autorki: Jagoda naucz się paru japońskich zwrotów to nie będę musiała tłumaczyć za każdym razem)
I wtedy usłyszałam taki jakby chrzęst. Podniosłam wzrok i zobaczyłam lecącą w powietrzu rękę. Żul najpierw zaczął się drzeć, a potem zemdlał. Chyba nie umarł, szkoda.
Sasori - Nic ci nie jest?
Ja - Nie, chyba nie. Dziękuję.
Sasori - Jesteś strasznie blada.
Ja - Och, nie boję się krwi. Po prostu ten facet był obrzydliwy. I zamierzał mnie uderzyć.
Sasori - Następnym razem bardziej uważaj. I zaatakuj pierwsza.
Ja - Nie umiem walczyć.
Sasori - Jak to nie? O.o
Ja - No nie. Nie przyjęli mnie do akademii, bo starszyzna nie chciała uczyć obcego.
Sasori - Aha.
Ja - Gdzie Deidara?
Sasori - Rozmawia z Painem, zaraz powinien przyjść.
Ja - Aha. Wracamy już do domu?
Sasori - Nie, możemy jeszcze tu posiedzieć.
Ja - To dobrze, bo jestem głodna.
Sasori - Jak przyjdzie Deidara to pójdziemy coś zjeść.
Ja - Ok.
Za parę minut Deidara wyszedł z tego domu i poszliśmy do sushi baru. Jak ja kocham sushi. <3 Zostałam znowu nazwana "panienką", ale już nie protestowałam, bo kelnerzy i tak robiliby swoje. Zamówiłam maki sushi z surowym łososiem i czymś zielonym i maki z krewetką (ugotowaną albo grillowaną, nie wiem) i serkiem philadelphia. Sasori zamówił (wiem, szok) sake. Deidara też i jeszcze sushi z ryżem na wierzchu, nie wiem z czym. I chyba trochę im padło na mózg, a ja musiałam siedzieć obok i słuchać jak się kłócą czy sztuka jest chwilą (Deidara), czy raczej powinna trwać wiecznie (Sasori). Matko, siedziałam tam przez dwie godziny i czekałam aż skończą pić. A oni jak wypili po jednej butelce, to zamawiali drugą, trzecią... Doszli do czterech, kiedy stwierdzili, że więcej nie piją, bo muszą wracać do domu. Poprosili o rachunek i zapłacili. Potem wyszliśmy i zaczęliśmy iść w stronę domu. Po 20:00 zatrzymaliśmy się na nocleg. W jaskini, nie było lepszego miejsca. Chociaż rzeka była blisko. Było mi bardzo zimno i nie mogłam zasnąć. Po paru godzinach zasnęłam, ale obudziłam się za wcześnie. Po cichu wzięłam swoje rzeczy i poszłam się przygotować do dalszej drogi. Miałam dreszcze, ale pomyślałam, że to z zimna. Kiedy już umyłam włosy i się ubrałam wróciłam do jaskini. Sasori już wstał, a Deidara spał i to bardzo mocno.
Ja - Deidara, wstawaj. Słyszysz mnie? Obudź się, no...
Sasori - Nie obudzisz go w ten sposób. Z nim trzeba tak.
Podszedł do Deidary, wylał na niego całą butelkę wody, a potem powiedział żeby wstał, bo "jak, kurwa, zaraz nie wstaniesz to ci przypierdolę.". Zadziałało.
Deidara - Co? A weź spierdalaj, un. Hej Arina, un.
Ja - Nie mogłam cię obudzić.
Deidara - Aha. A co chciałaś, un?
Ja - Bo jest już 05:00 i trzeba wracać.
Deidara - Już piąta, un? Kurwa, a miałem taki fajny seeen, un.
Ja - Jaki?
Deidara - Że wysadziłem World Trade Center, un.
Ja - Haha. Mnie się dzisiaj nic nie śniło. Albo już nie pamiętam. Sasori no danna, zrobisz mi herbaty?
Sasori - Dobra.
Ja - Ale mi zimno, ile jest stopni?
Deidara - Nie wiem, dwadzieścia, un?
Ja - A mnie się wydawało, że dziesięć.
Deidara - Może tutaj jest zimniej niż na zewnątrz, un.
Ja - Pewnie tak.
Kiedy wypiłam herbatę wyruszyliśmy. Cały czas było mi zimno i bolało mnie gardło, ale za pół godziny przestało, więc się tym nie przejęłam. Około 17:00 nagle zrobiło mi się słabo. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam nad sobą niewyraźne postacie. Nie znałam ich. Kiedy próbowałam się im przyjrzeć zniknęli. Próbowałam wstać, ale się przewróciłam, moje nogi nie mogły utrzymać reszty ciała. Było już ciemno, albo jeszcze, straciłam poczucie czasu. (Soundtrack: Pan's Labyrinth - Lullaby.)Kiedy już prawie usnęłam zobaczyłam ogromną pijawkę pełznącą po mojej nodze. Złapałam ją i wyrzuciłam tak daleko jak mogłam. To było okropne. Ale potem zobaczyłam, że to dopiero początek. Zza krzaków wypełzł ogromny wąż. Mógł mieć około dwóch metrów i gdyby wziął mnie za pożywienie, to zgniótłby mnie bez trudu. Za nim zaczęły wypełzać inne węże, mniejsze i większe, jadowite lub nie. Ale wszystkie wyglądały jakby czegoś szukały. Porozumiewały się ze sobą za pomocą syku, który brzmiał jak szept, ale tak cichy i przepełniony nienawiścią, że nie chciałam wiedzieć co mówią. Byłam przerażona. Skuliłam się na ziemi i miałam nadzieję, że mnie nie zauważą. Ale to był błąd.
Węże zauważyły ruch i zaczęły pełznąć w moją stronę. Jeden wlazł mi na rękę. Chwyciłam go za łeb i rzuciłam nim w innego węża. Zaczęły walczyć ze sobą, a po chwili reszta do nich dołączyła. Kiedy tak rozszarpywały się nawzajem coś przypełzło na czworakach i zeżarło całą kulę węży na raz. Wydało z siebie coś w rodzaju pomruku zadowolenia i wstało. Przysunęłam się jak najbliżej do drzewa, próbójąc uniknąć tego dziwnego cienia. Jednak on dalej sunął w moją stronę. Zasłoniłam oczy dłońmi i wrzasnęłam najgłośniej jak potrafiłam. Miałam nadzieję, że to coś ode mnie odejdzie kiedy usłyszy ile narobiłam hałasu. Szelest trawy i liści ustał. Po jakimś czasie nasłuchiwania opuściłam po woli dłonie.
Duże oczy o mętnych, szarych tęczówkach znajdowały się na wprost mnie. Owionął mnie zapach zwiędłych kwiatów i lekko nadgnitego mięsa – zapach śmierci. Cień okazał się być czymś pomiędzy trupem, a wężem. Po tłustych, ciemnych włosach do ramion spływała strużka krwi. Pod okiem błąkała się jakaś larwa. Odrętwiała ze strachu nie mogłam nawet ruszyć palcem.

~***~

"Co to był za krzyk? To na pewno nie Deidara, on nie wrzeszczy jak baba. Może to wytwór mojej wyobraźni? Odkąd nie śpię słyszę różne dziwne rzeczy. Zaraz, przecież taki sam odgłos słyszałem kiedy Arina była w rzece. Ale jakby mniej... przerażony? Może powinienem sprawdzić czy wszystko ok?"
Wyciągnął kunai i ruszył w stronę śpiwora dziewczyny. Spała odgrodzona od niego krzakami, więc musiał uważać, żeby nie szeleścić liśćmi kiedy się przez nie przedzierał. Na początku nie zobaczył nic co by go zdziwiło, ale kiedy podszedł bliżej coś było nie tak. Zastygła bez ruchu w dziwnej pozycji – coś pomiędzy skuleniem się, a opieraniem o drzewo. Oczy miała szeroko otwarte, ale zasnute mgłą, niewidzące. Poruszała ustami, ale zamiast słów nuciła jakąś nieznaną mu melodię. Było w tym coś mrocznego, ale również usypiającego - jak bardzo stara kołysanka. Przysunął się bliżej, żeby zobaczyć co jej jest. Biło od niej gorąco, musiała mieć bardzo wysoką temperaturę. Możliwe, że z powodu gorączki miała halucynacje. Potrząsnął lekko jej ramieniem. Bardzo powoli, jakby ze strachem, obróciła głowę i na niego spojrzała.
Te oczy. Ogromne, przerażone oczy.
Przekrwione z braku snu, z cieniami pod powiekami. Tęczówki prawie niewidoczne z pod rozszerzonych do granic możliwości źrenic.

~***~

Uśmiech bardzo powoli pojawił się na mojej twarzy. Poczułam ulgę, przynajmniej to ktoś znajomy. Cień zniknął, robaki i węże również.
Ja – Hej.
Sasori – Nic ci nie jest? Jesteś bardzo blada.
Ja – Nie.. Widziałeś to, danna?
Sasori – Co?
Ja – Taki cień, no coś w rodzaju węża, albo trupa. Zachowywało się jakby chciało mnie zjeść.
Sasori – Nie. Masz gorączkę, może to tylko przywidzenie?
Ja – O nie. Zawsze jak mam wysoką gorączkę, to widzę różne dziwne rzeczy. Zazwyczaj straszne.
Sasori – Aha. Myślę, że powinnaś się przespać. Spróbuję obniżyć gorączkę.
Ja – Nie zostawiaj mnie samej. To znowu przyjdzie.
Sasori – Muszę. Zawołam Deidarę, on cię popilnuje.
Ja – Arigato.
Odszedł w stronę śpiwora Deidary i po chwili usłyszałam jak każe mu "ruszyć leniwą dupę, bo Arina jest chora". Zaspany chłopak niechętnie przywlókł ze sobą swój śpiwór i położył się obok mnie. Wymruczał cicho "yasmi" i zamknął oczy. Normalnie pozwoliłabym mu spać, ale nie chciałam zostać sama ze swoją wyobraźnią. Potrząsnęłam lekko jego ramieniem.
Deidara – Mhmmm...
Ja – Nie śpij, proszę.
Deidara – Przecież nie śpię, un.
Ja – A jeśli to znowu przyjdzie?
Deidara – Co? <totalny nieogar> Coś tu było, un?
Ja – Fizycznie nie, ale widziałam coś okropnego.
Deidara – To znaczy co, un?
Ja – Nie jestem pewna. Wyglądało jak coś pomiędzy zombie, a wężem.
Deidara – Zombie, un?
Ja – No.
Deidara – Musisz mieć chyba ze 39 stopni, un.
Ja – Mhm. To dlatego mi teraz zimno.
Deidara – Zimno?
Ja – Powietrze jest dużo zimniejsze od mojego ciała.
Deidara – Ja bym się chyba ugotował, un.
Ja – Chciałabym zasnąć, ale nie mogę.
Deidara – Mhm. Spróbój liczyć baranki, czy coś.
Ja – Haha, bardzo śmieszne. Kiedyś doliczyłam się dwóch tysięcy i nic.
Deidara – Mhm. Nie wiem jak to jest, zawsze szybko zasypiam, un.
Ja – To masz fajnie.
Deidara – Ale nie mogę pomyśleć o niczym przed snem, un.
Ja – Po co myśleć przed snem? Kładziesz się i zasypiasz. U mnie to wygląda w ten sposób, że kładę się i przez pół godziny do trzech godzin układam historie aż nie zasnę.
Deidara – Historie?
Ja – Korzystam z wyobraźni żeby stworzyć jakieś opowiadanie. Czasem uda się ułożyć coś fajnego, a często zasypiam i zapominam co ułożyłam. Mogłabym je zapisywać, ale wstydzę się, że ktoś to przeczyta.
Deidara – Dlaczego się wstydzisz?
Ja – Te historie nie są jakieś rewelacyjne. I do tego często to kiepski horror, albo "co by było gdyby".
Deidara – Czyli, że co, un?
Ja – Wyobraź sobie, że oglądasz film i główny bohater to idiota. Ginie z jakiegoś błahego powodu i film się kończy. A co by było gdyby bohater w porę zauważył pułapkę i nie umarł? Czy wydostałby się z bazy wroga i zdążył powiadomić o ataku swoją wioskę? Wszystko zależy od jego charakteru i twojej wyobraźni.
Deidara – Taki fanfic?
Ja – No powiedzmy, że tak. Chociaż nie musisz lubić tego filmu, żeby go przerobić. Możesz na przykład wymyślić sposób w jaki czarny charakter wygrywa z głównym bohaterem itp.
Deidara – Aha. Musi ci się bardzo nudzić przed snem, un.
Ja – Nawet nie wiesz jak.
Deidara – Opowiesz mi jedną z nich jak ładnie poproszę, un?
Ja – No nie wiem.
Deidara – Jak ta historia będzie nudna, to chociaż oboje zaśniemy, un.
Ja – Ale...
Deidara – No weź, proszę, un.
Ja – Ehm, ok. Więc, była...
Deidara – Nie zaczyna się zdania od "więc", un.
Ja – Zamkniesz się, czy nie?
Deidara – Mhm.
Ja – Ok. Pewnego chłodnego, zimowego wieczoru mała Lisey siedziała przy kominku wtulona w poduszki. Zamieć szalała na zewnątrz, ale w domu było ciepło i przytulnie.
Lisey mieszkała sama, w małej leśniczówce na odludziu. Jej rodzice zmarli na zapalenie płuc, a ona musiała jakoś sobie radzić. Jej pierwszą samodzielną pracą było wykopanie grobu własnym rodzicom. Wywarło to duży wpływ na jej charakter. Od tej pory spała zawsze przy zaświeconym świetle i za zamkniętymi drzwiami. Zaledwie jedenastolatka musiała zapewnić sobie jedzenie, wodę i drewno na opał. Szło jej całkiem nieźle, potrafiła zakładać proste pułapki i dobrze strzelała z kuszy. Najgorzej było z zapasami na zimę. Robiła jesienią przetwory z dzikich owoców i grzybów, ale nie potrafiła przyrządzić dobrze mięsa. Została więc z przymusu wegetarianką na czas zimowy.
Ale wróćmy do rzeczywistości. Lisey powoli zasypiała na dużym fotelu, kiedy nagle usłyszała chrobotanie w drzwi. Postanowiła to zignorować, gałęzie często "pukały" do domu podczas zamieci. Jednak po chwili odgłos powtórzył się i nabrał trochę na sile. Lisey zmroziło krew w żyłach – jej matka zawsze w ten sposób pukała do drzwi. Powoli wstała i na palcach poszła otworzyć. Po drodze chwyciła, opierającą się o ścianę w holu, załadowaną kuszę.
- Kto tam? - powiedziała próbując nie okazywać strachu.
Odpowiedziała jej głucha cisza. Podeszła bliżej do drzwi i spojrzała przez szybkę. Za drzwiami stał dorosły mężczyzna. Nie miał broni i nie zachowywał się podejrzanie. Lisey odetchnęła z ulgą i otworzyła drzwi. I to był największy błąd w jej życiu... Spać mi się chce.
Deidara – Co, un?
Ja – Spać mi się chce.
Deidara – Opowiedz do końca i możesz iść spać, un.
Ja – A co, zaciekawiło cię? *ziewa* No dobra.
Dzień dobry. Co pana tu sprowadza? Nie miałam gości od ładnych paru lat.
Byłem na polowaniu z kolegami, ale zabłądziłem. Czy mógłbym się tu zatrzymać dopóki pogoda się nie poprawi?
Nie ma sprawy, proszę. Herbaty, konfitury z dzikich jabłek?
Poproszę, jeżeli to nie kłopot.
Proszę usiąść w salonie, zaraz przyniosę.
Lisey udała się do kuchni i naszykowała po miseczce konfitur i kubku herbaty. Położyła poczęstunek na tacy i zaniosła go gościowi. Kiedy oboje zaczęli jeść konfitury, zapytała ostrożnie:
Przepraszam, nie powiedział mi pan jak się nazywa. Jestem Lisey Kilsaney.
Nazywam się Chris Whitewater. Mieszkasz tu sama?
Tak, od dwóch lat.
Świetnie sobie radzisz z utrzymaniem domu. - rozejrzał się dookoła badawczo.
To nie trudne. Wystarczy nie zapomnieć o odkurzaniu.
Masz rację. Chciałbym niedługo się położyć, pokażesz mi dom?
Oczywiście. Chodź za mną.
Oprowadziła gościa po całym domu, a następnie wskazała pokój gościnny. Życzyła mu dobranoc i zostawiła go samego. Posprzątała w salonie i sama poszła spać. W środku nocy obudził ją odgłos tłuczonego szkła. Wstała i pobiegła szybko do salonu, skąd dochodził hałas. Zobaczyła wybitą szybę, szkło leżało wewnątrz. Od okna odchodziły mokre ślady butów. Poszła po cichu za nimi – do kuchni. Skuliła się za szafką i popatrzyła w głąb pomieszczenia, ale nic tam nie było. Po chwili namysłu weszła do środka.
Ciemność. Była tylko ciemność i nic więcej, jakby nagle wszystkie zmysły odmówiły jej posłuszeństwa. Nie wiedziała ile była w ciemności. Może sekundy, a może godziny. Jednak otworzyła oczy po jakimś czasie. Zobaczyła wszystko przez białą mgłę. W kuchni ktoś zaświecił światło i stał nad nią z łopatą w ręku. Dlaczego z łopatą? Nie wiedziała. Nikt nie wiedział, oprócz tej osoby. Przypomniała sobie co się stało zanim straciła przytomność. Duży cień udeżył ją w głowę czymś długim i metalowym na końcu. To musiał być ten przedmiot. Lisey próbowała wstać, ale on przywiązał ją do drzwiczek szafki kuchennej.
Zamierzam cię zabić. Nie potrafię wrócić do domu, więc będę mieszkać tutaj.
Aaaaaaaaaaaaaaaa! O.O
I tak nikt cię nie usłyszy. Zadam ci zagadkę. Jak zgadniesz – przeżyjesz, jak nie to cię zabiję. Długi jak jaszczurka, w zielonej koszuli. Nie lubi się wspinać, do ziemi się tuli.
Eeee... Podpowiesz pierwszą literę?
Nie.
Hmmmm... Ogórek?
Dobrze.
Zostawisz mnie przy życiu?
Nie. Kłamałem.
Wyjął z szuflady rzeźnicki nóż i przeciął jej szyję. Krew trysnęła mu na ręce, ale nie przejął się tym. Ciało dziewczynki poćwiartował i zakopał w ogrodzie. Żył w tym domku długo i szczęśliwie. Koniec, daj mi spać.
Deidara – Nie starałaś się wcale pod koniec, un.
Ja – Jestem zmęczona. Ty też idź spać.
Deidara – Dobra, un. >.<
Zasnęłam szybko, po kilku minutach patrzenia w ciemność.


~***~

~ Wszystkie bary przydrożne są prawie takie same.




~ Nie wiem z jakiego to anime, ale to nieważne, bo dla mnie to zawsze będzie moja kochana siostrzyczka.
Ja wiem, jestem zUa. :3



1 komentarz: