niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział 18

~INFO~
Jestem w trzeciej klasie gimnazjum, więc na prawdę muszę się uczyć. Miałam pisać co tydzień, ale wiadomo jak to jest jak ja coś mam robić regularnie... xd
Mam nadzieję, że się spodoba - enjoy.
Edit: O jezu, nie potrafię skończyć tego rozdziału. Jakoś nie umiem nic napisać po prostu.
Soundtrack: Nightcore - Missing

Otworzyłam oczy i zobaczyłam biały sufit. Ktoś położył mnie płasko na plecach z rękami po bokach. Jak ja nienawidzę tej pozycji. Usiadłam gwałtownie, aż zakręciło mi się w głowie, rozejrzałam się dookoła. Leżałam na twardym materacu na podłodze w małym, pustym pokoju. Po mojej prawej stronie był taras i ogród za odsuniętymi do połowy, papierowymi drzwiami. Po lewej były podobne drzwi, ale zasunięte. Wstałam ostrożnie, bo nadal było mi trochę słabo. Drzwi się zacinały, ale po paru próbach udało mi się wyjść na korytarz. Zdążyłam przejść dosłownie dwa kroki, kiedy ktoś chwycił mnie za ramię.
Deidara - A dokąd to, un?
Ja - O, hej, Dei-kun. Wiesz gdzie jest toaleta?
Deidara - Zaprowadzę cię, bo jeszcze się zgubisz, un.
Ja - Dobra, dobra. (Ja się n i e  g u b i ę. >.<)
Poszliśmy korytarzem w prawo i weszliśmy do trzecich drzwi. Zostawił mnie samą, więc mogłam się wykąpać. Wzięłam ciepły prysznic i owinęłam się w ręcznik.
- O nie.
Zapomniałam torby z ubraniami. Musiałam po nią wrócić. Idąc korytarzem nie spotkałam nikogo, ale kiedy wbiegłam do pokoju, byłam zbyt zajęta by patrzeć pod nogi. Wpadłam na mały stolik, przy którym siedzieli Deidara i Sasori popijając herbatę. Zdołałam jakoś zachować równowagę.
Ja - O cholera, prawie mi spadł ręcznik.
Deidara - Co ty tu robisz, un? >///<
Sasori - Dlaczego jesteś w ręczniku? O.o
Ja - Zapomniałam ubrań wziąć. Biorę torbę i spadam do łazienki.
Sasori - Uważaj, bo jeszcze ktoś ci ten ręcznik ściągnie.
Ja - Eee... Dobra, będę uważać... O///O
Wzięłam torbę do ręki i wyszłam najszybciej jak mogłam. Rany, mam talent do dwuznacznych sytuacji. Na korytarzu nadal nikogo nie było, ufff. Wbiegłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Przebrałam się, wysuszyłam włosy i pomalowałam rzęsy. Jak tłumaczyć się z negliżu, to z godnością. xd Wróciłam do pokoju.
Sasori - A już myślałem, że tym razem też będziesz w ręczniku.
Ja - >///<
Odłożyłam pierdolnęłam z impetem torbą w ścianę, aż się zatrzęsła. Ukradłam Deidarze herbatę ze stołu i wyszłam na taras. Całkiem ładny ogródek. Wypiłam napar jednym haustem i nie dałam po sobie poznać kiedy gorący płyn poparzył mi przełyk. Postawiłam czarkę na stole i odetchnęłam.
Ja - To kiedy wracamy do domu?
Sasori - A już wyzdrowiałaś? Może powinnaś jeszcze odpocząć.
Ja - Nie wiem. Lepiej się czuję.
Sasori - No dobra, zbieramy się. Ale jak wrócimy masz przespać przynajmniej osiem godzin i wziąć jakieś antybiotyki czy coś.
Ja - Osiem godzin? No nie wiem czy dam radę, ale ok.
Sasori - To się spakuj i wracamy.
Ja - Już jestem spakowana.
Sasori - Ale ja do Deidary.
Ja - Acha.
Deidara - Dajcie mi dziesięć minut, un.
J & S - Pięć i się pośpiesz.
Deidara - *przewraca oczami* O Jeeezu.
Deidara wrócił po siedmiu minutach, więc Sasori powiedział, że wie jako on nie lubi czekać. Moim zdaniem bez przesady. Dwie minuty to nie wieczność. No chyba, że czekasz na spóźniony autobus. ;)
Wyszliśmy z pensjonatu. Deidara powiedział mi, że trochę zeszliśmy z naszej drogi, ale stąd nie jest już daleko do organizacji.
Ja - Aha. Czyli zdążymy na obiad?
Deidara - Nie wiem, chyba tak, un. Zależy czy będziemy robić postoje po drodze.
No więc poszliśmy przez las jakąś ścieżką. Było miło, ładnie, chłodno. Czasem nawet zabawnie kiedy Deidara wpadł w objęcia drzewa, bo się zagapił na jakąś chmurkę. (Wyglądała jakby coś tam wybuchło) Ale jakoś koło 13:00 zaczęło mi się robić gorąco i słabo.
Ja - Chyba mi się pogorszyło. Możemy zrobić przerwę?
Deidara - Znowu?
Sasori - Dobra. Siadaj pod drzewem, napij się wody.
Ja - Nie mam wody.
Deidara - Masz, weź moją, un .
Ja - Dzięki. Zawsze masz ze sobą wodę?
Deidara - Ta. Ty też powinnaś nosić ją przy sobie, un.
Ja - Ale po co? ... Aha, no tak. Często mi słabo.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę. Wypiłam całą wodę z manierki i zrobiło mi się trochę lepiej, ale nie byłabym w stanie iść. (Lol, nawet jeśli znacie mnie - zemdleję po dziesięciu minutach.)
Sasori - Już ci lepiej?
Ja - Trochę. Ale nie dam rady iść.
Sasori - Nie możemy robić postoju co pięć minut. Zawsze mogę cię zanieść do organizacji.
(Fuck yeah! Nie muszę iść. :D)
Ja - Miły jesteś. ^^
Sasori - Ok, chodź tu.
Wziął mnie na plecy i kazał chwycić się za szyję.
Ja - Ej, no ale nie tak. Nie wygodnie mi.
Sasori - To jak mam cię nosić?
Ja - Eee. No na rękach. Mniej więcej jak pannę młodą.
Sasori - Ok.
Ja - No, tak lepiej.
Deidara - Ale z was słodka para, un. xD
J & S - Urusai. >.<
Wyruszyliśmy do organizacji. Znaczy oni wyruszyli, mnie niósł Sasori. Dalsza podróż minęła bez przygód. W sumie dobrze, bo miałam już dosyć wrażeń. Chwilę spałam, długo myślałam o niebieskich migdałach, a jeszcze dłużej zastanawiałam się dlaczego do cholery mam takiego pecha. Ta historia z ręcznikiem. Jeszcze przez długi czas będę się czuć zawstydzona. Około 17:00 wreszcie wróciliśmy do domu.
Ja - Możesz mnie już postawić. Chyba.
Sasori - Nie, wniosę cię po schodach. Jeszcze się przewrócisz.
Ja - Dzięki. Mógłbyś mnie zanieść do kuchni? Trochę zgłodniałam.
Sasori - Ok.
Zostałam zaniesiona do kuchni. Przy stole siedziało parę osób: Hidan, Itachi, Kisame, Pain i oczywiście Tobiasz. x3 Sasori wniósł mnie do środka i nie zdążył nawet postawić na ziemi zanim zaczęły się zwyczajowe odzywki Hidana. Fajny z niego kolega, ale z pewnej odległości. Może kiedy lepiej się poznamy to nie będzie mnie tak wkurzał?
Hidan - Ślub był czy co?
Ja - Z nim?
Sasori - Co?...
Hidan - No wiesz, wniósł cię przez drzwi na rękach.
Ja - Ehh, to nie tak. Po pierwsze to tylko stara tradycja, a po drugie dlaczego niby miałabym za niego wyjść?
Kisame - Eh? Całkiem słodka z ciebie panna młoda. Dlaczego nie masz białej sukni? *totalnie nie ogarnia*
Ja - Nie jestem panną młodą. >.<
Hidan - Taa. Co tam suknia. Gorzko, gorzko, gorzko... *evil smile*
Ja - No way! >///<
Hidan - No panowie, wszyscy razem: gorzko, gorzko...
Ja - Nie ma mowy! Nie chcę go całować. Bez obrazy. I on chyba też nie chciałby mnie pocałować.
Hidan - Ok, ok. Jakoś to zniesie.
Ja - Ummm... Najwyżej w policzek, jak przyjaciela.
Dałam mu całusa w policzek żeby Hidan się odczepił. Nic specjalnego. Tak mi się wydaje...
Sasori - ...
Hidan - Whoooa...
Ja - Co?
Hidan - To było coś.
Ja - Hidan, ty zboczeńcu. Pocałowałam go tylko w policzek. Jak przyjaciela. >.<"
Hidan - "Jak przyjaciela", heh?
Sasori - Daj jej spokój. Potrzebuje teraz odpoczynku.
Ja - Tak, racja. Mogę teraz coś zjeść?
Sasori - Ok, siadaj zrobię ci kanapkę.
Ja - Nie. Poradzę sobie. Aż tak zmęczona nie jestem.
Sasori - Nie wydaje mi się. Zaczekam (wiem, to brzmi mega dziwnie w jego ustach, ale tak mi się przyśniło O.o) na ciebie chwilę i pomogę ci wejść na górę. Albo cię zaniosę. Będzie prościej.
Ja - Dzięki.
Zjadłam kanapkę z serem i paroma plasterkami pomidora. Pycha. Potem Sasori zaniósł mnie do łóżka. Zanim zasnęłam myślałam o różnych bezsensownych rzeczach. Zasnęłam bardzo szybko - prawdę mówiąc nawet nie zauważyłam kiedy. Miałam koszmary tej nocy. Śniło mi się, że goni mnie kostka żółtego sera przebrana za zombie, albo na odwrót. Nie sposób było się zorientować, bo ser-zombie biegł bardzo szybko. Obudziłam się kiedy ten wyrób seropodobny zagonił mnie na szczyt jakiegoś wieżowca i postanowiłam spaść. Miło jest wstać w środku nocy i zobaczyć, że ktoś był tam całą noc i cię pilnował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz